Rekord Mundialu: Amerykanki wygrały z Tajlandią 13:0. Sprawdź, czy miały prawo się cieszyć [TAK CZY NIE]
Jeszcze nie skończyła się pierwsza kolejka fazy grupowej, a na Mundialu Kobiet już padają rekordy wszechczasów. Zespół Stanów Zjednoczonych właśnie pokonał Tajlandię z wynikiem 13:0. To większa różnica bramek niż na jakichkolwiek Mistrzostwach Świata FIFA, kobiecych czy męskich.
Chodzi o to, że reprezentantki USA po każdym golu – niezależnie od tego, którą z kolei piłkę posłały w siatkę – cieszyły się, jakby właśnie wygrały wyścig po złote kalesony. Z jednej strony spoko, ale z drugiej – jakby t r o s z e c z k ę przegięta była euforia wielokrotnych mistrzyń świata przy dziewiątym czy dwunastym golu wbitym zespołowi, dla którego sama kwalifikacja na Mundial to wielki sukces.
Zwłaszcza, jak ktoś ma serce z tkanki mięśniowej, a nie kamienia, i patrzył nie tylko na znakomitą Alex Morgan (5 goli), ale też na coraz smutniejsze miny Tajek.
W Polsce radość Amerykanek to jeszcze bardziej złożony problem. Ponieważ lekcje historii wpoiły nam przekonanie, że spektakularne porażki = honor i duma, mamy naturalną skłonność do kibicowania przegranym. Z drugiej strony poniedziałkowe 4:0 z Izraelem sprawiło, że po raz pierwszy od dawna poczuliśmy, jak słodko i mięsiście smakuje wysoka wygrana, więc trochę trudno cisnąć innym za to, że też to lubią.
Ponieważ sami nie jesteśmy pewni, czy Amerykanki miały prawo się cieszyć, pozostawiamy decyzję każdej i każdemu z was do rozstrzygnięcia we własnym sercu.
I zgromadziliśmy tylko argumenty za i przeciw:
Fot. Instagram/Alex Morgan