Dramat studentki. W Black Friday zaoszczędziła na zakupach tyle, że nic jej nie zostało na koncie
To miała być okazja życia. 21-letnia Klaudia z biotechnologii, świadoma faktu, że polscy marketerzy coraz śmielej przyjmują amerykańskie zwyczaje, już od paru tygodni planowała, co sobie kupi przy okazji Black Friday. I liczyła, ile może na tym zaoszczędzić.
– Najpierw kremy, kolorówka i zapas szamponów bez SLS. Prawie stówa oszczędności – wylicza dziewczyna. – Do tego miałam już upatrzoną klawiaturę gamingową. Promka była trochę mniejsza, niż myślałam, sześćdziesiąt złotych, ale w sumie zdążyłam się już przywiązać do tego modelu, więc wzięłam.
Potem doszedł jeszcze sweter z domieszką wełny (trzy dychy na plusie) i spontanicznie dokupiona biżuteria (prawie drugie tyle do przodu). Po dorzuceniu do bilansu kolejnych paru drobnych sprawunków wyszło na to, że Klaudia zarobiła na Czarnym Piątku grubo ponad trzysta złotych.
I w związku z tym trochę się zdziwiła, kiedy chciała zapłacić za prąd i odkryła, że po zrobieniu wszystkich tych interesów zostało jej na karcie jedenaście czterdzieści.
Teraz Klaudia będzie zmuszona zwrócić trochę ze zdobytych dóbr w obniżonych cenach. Musi tylko poczekać, aż kurierzy przywiozą do niej zakupy, ona odeśle je z powrotem, a sklep zwróci jej pieniądze na konto.
A to oznacza, że mimo niewątpliwych oszczędności, jakie zrobiła dzięki piątkowym promocjom, będzie skazana na jedzenie suchych bułek, resztek kaszy i sera marki ser przez jakieś dwa tygodnie.
Klaudia, która wolałaby jednak kontynuować zrównoważoną dietę uwzględniającą witaminy, minerały i co jakiś czas latte w Green Caffe Nero, już myśli nad wyjściem z tej trudnej sytuacji.
– Może na wydziale się zlitują i stypendium będzie w tym roku wcześniej – zastanawia się studentka. – Albo zadzwonię do rodziców, żeby coś mi przelali.
Bo jeszcze nie wie, że jej ojciec właśnie zrobił interes życia, oszczędzając tysiąc złotych na telewizorze.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.