Dramat lewaka. Nieważne jak by kombinował, nie wychodzi mu, że w marszu poszło 250 tys. faszystów

ASZdziennik
Do tej pory łatwo było opisać marsz niepodległości jako imprezę narodowców i ich radykalnie-brunatnych kolegów. Dziś jednak Polacy zaszachowali i lewaków, i prawaków.
Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
– Dramat lewicowej redakcji. Nieważne, jak by kombinowała, nie wychodzi jej, że w Warszawie przeszło w niedzielę 250 tys. faszystów – dowiaduje się ASZdziennik.

Początkowo nic nie zapowiadało tragedii. Szybkie rachunki wykazały obecność na marszu kilkuset do tysiąca członków Ruchu Narodowego, Nowych Włoch, ONR-u i kretynów z krzyżami celtyckimi.

– Mieliśmy okrągły tysiączek, ale potem zaczęły się schody – relacjonuje nam jeden z redaktorów.

Nic nie dało wypatrywanie faszyzmu w kolejkach do kebabów w centrum, u nieistniejących bojówek w bocznych uliczkach, wśród kilkudziesięciu polityków PiS, za wizjerami zabezpieczających marsz policjantów czy w tweetach Rafała Ziemkiewicza.


– Raz wydawało się nam, że znaleźliśmy faszystę, kiedy jeden pan kopał w słupek. Okazało się jednak, że wdepnął w zapiekankę i chciał otrzeć but – żali się nasz informator.

– To może chociaż doliczymy race? – padła w końcu desperacka propozycja, ale to była ostatnia szarża lewicowej redakcji.