Panika młodego zespołu na OFFie. Pod sceną zobaczyli postać spoza rodziny i przyjaciół
Panika na backstage'u Sceny Leśnej w Katowicach. Młody indiefolkowy zespoł z Polski wypatrzył pod sceną grupę osobników, którzy nie przyszli na koncert tylko z grzeczności i sympatii – dowiaduje się ASZdziennik. Z najnowszych doniesień wynika, że intruzów w tłumie może być kilkuset.
Zespół twierdzi, że oprócz pani Krysi – dumnej mamy basisty, która zrobiła pierwszą i jedyną jak dotąd koszulkę z logo zespołu swojego syna, Patrycji – dziewczyny klawiszowca, która jako jedyna odróżni zespół od technicznych, jako pierwsza zacznie bić brawo i jako jedyna tańczyć i śpiewać refreny, Bartka – brata wokalisty, który chciał sprawić mu przyjemność i kupił raz EP-kę na Bandcampie pod pseudonimem, oraz Artura Rojka – typa, który ich tam ściągnął, w tłumie dostrzegł sylwetki całkowicie obcych osób.
– Ochrona już o wszystkim wie – twierdzi perkusista. – Podejrzane, bo po nas też nikt znany nie gra, więc może tym biednym ludziom trzeba pomóc, niech ktoś im pokaże jak trafić do strefy jelenia.
Zdaniem świadków w tłumie pojawił się także diler plastikowych zakrętek, który powstanowił wykorzystać zbiegowisko do rozprowadzenia swojej kontrabandy. Przyszedł nawet Mariusz – kumpel zespołu, któr na koncerty przychodzi tylko gdy grają za darmo albo ktoś wpisze go na listę.
Zespół tłumaczył zdumionym organizatorom, że żadne pokrewieństwo z "Gazetą Magnetofonową" go nie łączy i przepraszał, że ściągnął za sobą setki niespodziewanych gości. Niestety, obsługa była nieubłagana i trzeba było wyjść na scenę.
Interwencja ochrony na koncercie zakończyła się fiaskiem. Okazało się, że zespół i nieznanych osobników przed chwilą zaczęło jednak coś łączyć.
Większość kontrolowanych widzów okazała lajki, jakie właśnie zostawiła na Fejsie zespołu, żeby o nim nie zapomnieć.
Reszta zapewniła zaś, że słucha ich od wczesnego dema z 2012, ma w domu wszystkie single i cieszy się, że w końcu udało im się wybić.