Dramat Konfederaty. Kolega-gej przeciwny Marszom Równości widziany na Marszu Równości w Poznaniu
A miało być tak pięknie. Mieli wspólnie chodzić na siłkę, ramię w ramię stać obok siebie na strzelnicy, w braterskim uścisku orać lewaków i zamykać usta wrzeszczącym coś o prawach człowieka aktywistom.
Mieli mieć wiecznie smutne miny, ubierać się tylko w szare T-shirty i kpić z uśmiechniętych kolorowych popaprańców. Bo kolega-gej Piotrka, pomimo iż gej, to jest jednak taki, jakby to powiedzieć no…
– Normalny. Miał być normalny – mruczy pod nosem Piotrek, kolorując czarnymi kredkami uspokajająca kolorowankę z Korwinem. – Nie rozumiem, co się stało. Zawsze, gdy mówiłem, że jestem przeciwny marszon, mój kolega-gej kiwał głową. Gdy mówiłem, że należy je*ać pe*ałów, słodko się do mnie uśmiechał. Nic z tego nie rozumiem.
Konfederata jest załamany: wydawało mu się, że ma w koledze-geju przyjaciela-geja, a jednak ten zdradził go, opluł i porzucił na rzecz anonimowego tłumu tęczowej hołoty.
– Co oni mogą o nim wiedzieć? – denerwuje się Piotrek. – Na pewno nie wiedzą, jak cudownie układają mu się włosy po przebudzeniu. Nie mają pojęcia, że na śniadanie lubi parówki ośmiorniczki. I że do szewskiej pasji doprowadza go ten moment, gdy z pomidora wypływa gniazdo nasienne.
Złamanego serca Konfederaty nie skleił nawet bukiet kwiatów z przeprosinami od kolegi-geja. Nieco lepiej zadziałał owinięty czarną wstęgą zestaw rac i petard.
– No dobra, niech mu będzie. Kochany jest. Ale jak wróci, to pójdziemy na piwo z Mentzenem i zaoramy wszystkich lewaków. A potem zrobimy piknik i obejrzymy razem zachód słońca – rozmarzonym głosem zdradza Konfederata.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.