Jadwiga Emilewicz pojechała na Torwar i jej relacja brzmi jak z jakiegoś Open'era
Wolontariusze pomagający uchodźcom z Ukrainy na warszawskiej hali Torwar próbują od kilku dni delikatnie zasugerować, że robią co mogą, ale przydałoby im się większe wsparcie samorządu. Tymczasem, jak wynika z relacji Jadwigi Emilewicz, chyba trochę przesadzają. Bo była przez chwilę na Torwarze i jest całkiem miło.
Emilewicz nie dodaje, że w ośrodku zanotowano już przypadki covid. Leki, w tym takie ratujące życie, również kupują i przynoszą wolontariusze. Wojewoda - jak pisze koordynatorka - przeznaczył na ten cel tyle samo, co na żywność. Zero złotych.
- Terytorialsi pilnują porządku, wolontariusze panują nad punktem przyjęć, strefą gastro. W bawialniach szaleją dzieciaki - pisze Emilewicz, jakby pisała o letnim festiwalu muzycznym albo kurorcie wypoczynkowym.
Wszystko pięknie i ładnie. Wolontariusze mogliby przestać się wygłupiać i zamiast tego wziąć się do jakiejś roboty. Przecież pomoc uchodźcom sama się nie zorganizuje.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.