Jadwiga Emilewicz pojechała na Torwar i jej relacja brzmi jak z jakiegoś Open'era

ASZdziennik
Wolontariusze pomagający uchodźcom z Ukrainy na warszawskiej hali Torwar próbują od kilku dni delikatnie zasugerować, że robią co mogą, ale przydałoby im się większe wsparcie samorządu. Tymczasem, jak wynika z relacji Jadwigi Emilewicz, chyba trochę przesadzają. Bo była przez chwilę na Torwarze i jest całkiem miło.
Fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER
- Wróciłam z Torwaru. To dobrze zorganizowane miejsce. Jest mnóstwo jedzenia. Ciepłego i suchego prowiantu - zachwyca się Jadwiga Emilewicz. Emliewicz podoba się, że "ludzie z miasta wciąż dostarczają zaopatrzenie" i jej zdaniem, to zupełnie normalne. Nie dodaje, że - jak wynika z relacji ochotników - posiłków trzeba wydać tysiące, a środki od wojewody to zero złotych.

Emilewicz nie dodaje, że w ośrodku zanotowano już przypadki covid. Leki, w tym takie ratujące życie, również kupują i przynoszą wolontariusze. Wojewoda - jak pisze koordynatorka - przeznaczył na ten cel tyle samo, co na żywność. Zero złotych.


- Terytorialsi pilnują porządku, wolontariusze panują nad punktem przyjęć, strefą gastro. W bawialniach szaleją dzieciaki - pisze Emilewicz, jakby pisała o letnim festiwalu muzycznym albo kurorcie wypoczynkowym.

Wszystko pięknie i ładnie. Wolontariusze mogliby przestać się wygłupiać i zamiast tego wziąć się do jakiejś roboty. Przecież pomoc uchodźcom sama się nie zorganizuje.

To jest ASZdziennik, ale to prawda.