Podlasie nadal bez wesel. Czekają, aż rząd da dla nich zgodę na chociaż skromne 900 gości

Łukasz Jadaś
Cała Polska cieszy się z powrotu wesel. Cała? Niestety nie. Weselnicy z Podlasia mogą tylko pomarzyć o smaku weselnego sękacza. - Do organizcji nawet skromnego przyjecia potrzebna jest zgoda na imprezy masowe - przypomina sala weselna "Gloria" z Choroszczy pod Białymstokiem.
Fot. 123rf.com
- Mieliśmy się hajtać w czerwcu, ale przełożyliśmy to na lepsze czasy - mówią nam Ewa i Maciej, którzy tylko ze strony Ewy naliczyli już 380 osób z najbliższej rodziny i przyjaciół.

Przypomnijmy, że podlaskie wesela podzieliły los festiwali Open'er i Pol'and'rock - swoich bardziej kameralnych odpowiedników. Młodzi nie godzą się na robienie byle barachła i wolą poczekać, aż wróci normalność. Ziemniaki, marchew i śledzie kupione już na weselną szubę zostaną na zaś.

- Szacuje się, że nasza gałąź generuje do 8 proc. PKB - mówi nam pani Agata Krawczyk, wedding plannerka z Białegostoku. - A jeżeli doliczymy do tego powiaty sokólski, hajnowski czy grajewski, śmiało możemy mówić o 15 proc. w skali całego kraju i blisko 500 tysiącach miejsc pracy w samych tylko zespołach weselnych.


To, co dla jednych jest zmartwieniem, inni traktują jako szansę.

- Słyszałem, że na weselach się tam nie certolą, cokolwiek to znaczy - boi się pani Patrycja z Warszawy, kurczowo trzymając w dłoniach zaproszenie na lipcowe wesele w Wasilkowie. - Podobno tradycyjny przelicznik to dwa kartacze na głowę, a ja przy połówce już odpadam.

Podlasie nie jest zresztą jedyne. Jak donoszą nam zmartwieni weselnicy z Podhala, oni także muszą obejść się smakiem.

Czekają, aż dostaną bony wypoczynkowe, żeby móc wyjechać na wesele chociaż na skromne 10 dni.

To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.