Smutek 30-latka. Chciałby mieć przyjaciół, po śmierci których płakałby jak po finale BoJacka

Mariusz Ciechoński
Przyjaźń przybiera różne oblicza. Czasem twoim najlepszym przyjacielem jest gość, którego nawet nie lubiłeś w liceum. Czasem rodzic. A czasem animowany koń z serialu.
Fot. 123rf.com / Netflix
30-letni Marcin owszem, miał znajomych, a nawet kumpli. Brakowało mu jednak prawdziwego przyjaciela. Takiego, którego śmierć mógłby opłakiwać jak dzisiejsze pożegnanie z BoJackiem Horsemanem.

Mężczyzna podkreśla, że to właśnie BoJack jest jego najlepszym przyjacielem. Marcin od sześciu lat towarzyszył mu we wzlotach i upadkach. Głównie upadkach. Był przy nim, kiedy upijał się do nieprzytomności, przesadzał z narkotykami, rozbijał auta i zawodził bliskich. Poznał jego najmroczniejsze sekrety, traumatyczne dzieciństwo i depresyjne myśli, ale też momenty szczęścia i nadziei.


Marcin wie, że kiedy dziś wieczorem obejrzy ostatnie osiem odcinków ukochanego serialu, poczuje się, jakby zmarł mu ktoś najbliższy.

- Jasne, byłoby mi przykro, gdyby coś się stało moim ziomkom od planszówek albo kumplowi ze studiów - powiedział Marcin. - Ale chciałbym mieć w realnym życiu przyjaciela, którego śmierć zasmuciłaby mnie tak, jak muzyka na napisach końcowych ostatniego odcinka BoJacka.

A potem, w oczekiwaniu na wieczór, ze łzami w oczach zaczął cichutko nucić "Back in the 90's I was in a very famous TV show"...
To jest ASZdziennik. Wcale nie płaczemy.