Napisaliśmy parodię Blanki Lipińskiej. Oto "366 dni", najgorsza opowieść erotyczna tego lata

ASZdziennik
To już trzecia, ostatnia część naszej wielkiej sagi na podstawie "365 dni" Blanki Lipińskiej. Stworzyliśmy cykl erotyczny pełen władzy, pieniędzy i ostrego seksu, w którym wszyscy noszą ubrania high fashion i nie rozumieją słowa "nie". Czyli wszystko to samo, co u Blanki, z jednym wyjątkiem: to Polka zniewala Włocha, a nie odwrotnie.
Fot. Mariusz Ciechoński / ASZdziennik
W pierwszej i drugiej części poznaliście naszych bohaterów. Ona ma na imię Luiza i jest piękną, choć brutalną potentatką przetwórstwa warzywnego, która nie zna czułości. On – to Federico, seksowny mafioso, który trochę pyskuje, ale przy Luizie topnieje jak wosk. Ona dawno temu wyśniła go w sennej wizji, a potem porwała. On już wie, w czyich jest rękach, i że pozostanie w nich przez najbliższe 366 dni.

Dziękujemy za wszystkie komentarze, w których dawaliście nam znać, jak mają potoczyć się dalsze losy seksownej pary. Najserdeczniej zapraszamy na wielki finał jej znajomości. Uwaga, będzie gorąco!!!



366 dni. Konsumpcja

Siedziałam przy stole, bawiąc się kieliszkiem prosecco, i przez wielką oszkloną ścianę jadalni patrzyłam na Zatokę Gdańską. Sama byłam jak morze – potężna i niepohamowana. Piękna. Zimna. Spieniona niczym grzbiety potężnych fal. I non stop mokra.

Właśnie miałam zjeść kolację z Federico. Wiedziałam, że czeka nas ich jeszcze 365, ale ta pierwsza miała być wyjątkowa. Kucharz suto zastawił stół produktami z mojego przetwórczego imperium – była marchewka z groszkiem, keczup, tarte buraczki. Na paterze piętrzyły się jabłka, czereśnie i truskawki zwiezione mi z najlepszych gospodarstw z całej Polski, a na cześć mojego Włocha na drugie miało być spaghetti alla puttanesca.

Miałam nadzieję, że doceni aluzję.

Wtedy do jadalni wszedł on, ubrany w nieskazitelny czarny smoking od Toma Forda, który przygotowałam dla niego w garderobie. Wyglądał tak, jak lubię, kiedy wyglądają mężczyźni.

– Siadaj – zaprosiłam go do stołu, jednocześnie kiwając z uznaniem głową i oblizując usta. Nie mógł nie zauważyć, że byłam głodna nie tylko jedzenia, ale też jego ciała.

Milczał, ale mnie prowokował. Czułam to wyraźnie, patrząc, jak przeciąga się na krześle, żebym zobaczyła, jak materiał marynarki napina się na jego tricepsach. Kiedy pochylił się nad stołem, żebym mogła lepiej zobaczyć jego tors nad rozpiętymi dwoma guzikami koszuli. Kiedy, wciągając nitkę spaghetti, popatrzył mi przez chwilę prosto w oczy, a potem, zawstydzony spotkaniem mojego spojrzenia, spuścił wzrok z powrotem na talerz.

To właśnie ta niewinność i chłopięce zawstydzenie potężnego mężczyzny rozpaliły mnie do białości. Wstałam. Zmartwiał, jakby zamienił się w kamień – widziałam, że jest równocześnie podniecony i przerażony. Podeszłam i stanęłam tuż obok jego krzesła. Dzieliły nas centymetry.

– Federico – zamruczałam namiętnie. – Obiecałam ci, że nie zrobię nic wbrew twojej woli, ale jeśli dalej będziesz mnie tak prowokować, chłopcze, to mogę się nie opanować.

A wtedy on, z nagłą determinacją, uniósł na mnie swoje ciemne oczy.

– Proszę – wyszeptał. – Zrób to.

Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać.

Pchnęłam go mocno na stół. Brzęknęła zastawa, kilka talerzy spadło na podłogę, a na biały gors jego koszuli chlapnęły buraczki, ale nie dbałam o to. Chciałam go właśnie tak. Miałam zamiar posiąść go bez litości dokładnie tam, wśród owoców mojej pracy, symboli mojego sukcesu, wśród przetworów z napisem “Luiza” na etykiecie.

Jednym ruchem rozdarłam mu koszulę. Guziki rozsypały się na wszystkie strony. Zamoczyłam dłoń w sosie pomidorowym i rozsmarowałam go na pięknym torsie mojego Włocha, a potem zachłannie zlizałam. Już mówiłam, że pomidory to mój afrodyzjak?

– Och, Federico – westchnęłam, czując na języku smak przetworu zmieszany ze słonym, podniecającym zapachem męskiego potu. Na dźwięk mojego szeptu Włoch już nie wytrzymał. Jego imponujący kutas stanął tak, że przebił napięty materiał spodni i wreszcie ukazał mi się w pełnej krasie.

Był idealny, dokładnie taki jak w mojej wizji – nie za duży, ale gruby jak moja ręka. Marzyłam o nim przez tyle lat, a teraz miałam go tutaj. Na własnym stole.

Nie mogłam dłużej czekać. Jednym ruchem zadarłam spódnicę i na nim usiadłam, żelaznym chwytem przyciskając jego nadgarstki do blatu. Już po chwili stół kołysał się na wszystkie strony, rzucany ruchem naszych spragnionych siebie ciał jak statek w czasie sztormu. Mój orgazm przyszedł jak tsunami, zalewając wszystko – jego, mnie, resztki potraw rozrzucone na stole. Szczytowałam wśród jedzenia, wśród niego, nieposkromiona, potężna jak tajfun.

I kiedy po chwili leżeliśmy na stole, ciężko dysząc, Federico z głową na mojej piersi przełknął ślinę i podniósł na mnie ciemne oczy, nieśmiało gładząc palcem mój nadgarstek.

– Luizo, niepotrzebne mi 366 dni do namysłu – wyszeptał. – Ja już wiem.

Spojrzałam na niego z nagłą uważnością. Wiedziałam, że to nastąpi, ale nie odejmowało to chwili ani trochę uroku. Czułym gestem zdjęłam mu z brwi nitkę kiszonej kapusty i czekałam na jego wyznanie.

– Jestem twój. Na zawsze.


To jest ASZdziennik. Cała historia została zmyślona.