Dramat listonosza. Od godziny czeka aż wyjdziesz z domu, żeby zostawić ci awizo
Poczta Polska wyśle wolontariusza z gorącą herbatą na Żoliborz do 45-letniego Mariusza S., swojego najlepszego listonosza. Biedak już od godziny marznie i nudzi się pod blokiem. Za oknem prawie 0°C, a on musi czekać aż wszyscy wyjdą z mieszkań, żeby z czystym sumieniem zostawić w skrzynkach pocztowych awizo.
– Gdyby chociaż pieska na spacer wyprowadzili, gdyby bułki w domu nagle im się skończyły i musieli iść do Biedry – marzy znudzony listonosz, który zdążył przescrollować już swojego Instagrama i wygrać parę rundek w "2048".
Pan Mariusz, z torbą ciężką od listów poleconych i przesyłek, od samego rana czai się bowiem za winklem, by wypisać druczek, że listonosz nie zastał osoby upoważnionej do odebrania przesyłki listowej poleconej.
– Większość normalnych ludzi wyszła jak pan Bóg przykazał jeszcze przed 9:00, bo wszystko obserwowałem zza drzewa – przyznaje pan Mariusz. – Niestety, solą w oku pocztowców nadal są adresaci totalni: nie wychodzą z domów i odpowiadają na domofony, bo przez byle wymówki, takie jak starość czy choroba, próbują wymigać się od spaceru na pocztę, pobrania numerka i godzinki czekania.
Mijają kolejne minuty, a na warszawskim Żoliborzu trwa cicha wojna nerwów. Na dźwięk otwieranych drzwi serce pana Mariusza zaczyna bić mocniej. Wybiła 12:00. Może teraz?
A jednak nie, niestety.
To tylko kolejny kurier, który miał być na 10:00. Wczoraj.