Strajk w IKEA. Klienci chcą zaległych wynagrodzeń za pracę przy skręcaniu mebli od 1990 roku
Głodówka w formie bojkotu hot dogów oraz strajk włoski, czyli bardzo drobiazgowe czytanie instrukcji do składania komód. To formy protestu, jakie szykują zrozpaczeni klienci IKEA z całej Polski. Poszkodowani pracownicy twierdzą, że od blisko 30 lat czekają na wypłaty pensji za ciężką pracę przy skręcaniu mebli.
– Nasza cierpliwość ma swoje granice – grożą Alicja i Michał z Warszawy, założyciele komitetu strajkowego. – Tylko od 2010 roku skręciliśmy całą sypialnię, salon i kuchnię w stylu boho, a pieniędzy za pracę po godzinach jak nie było, tak i nie ma.
Postulaty związkowców to m.in. doliczenie lat spędzonych przy skręcaniu mebli do wieku emerytalnego, soboty wolne od wycieczek do podwarszawskich Marek, urlopy macierzyńskie i ojcowskie na czas skręcania pokoiku dziecięcego oraz opieka psychologiczna dla osób, które napotkały trudności w bardziej skomplikowanych instrukcjach.
– Kwoty roszczeń po waloryzacji sięgają od 10 tys. złotych u najmłodszych stażem właścicieli kawalerek do ponad 2 mln zł u najwierniejszych klientów, którzy umeblowali mieszkania trzypokojowe – twierdzą strajkujący. – Są to kwoty po odjęciu tzw. "ołówkowego", czyli ekwiwalentu za artykuły piśmienne pobrane w czasie zakupów.
Klienci IKEA liczą na solidarność domowników, którzy jako pierwsi odczują skutki zapowiadanego strajku.
– Wiemy, że nasza Zosia chce odrabiać lekcje i bardzo czeka na to biurko, ale musimy walczyć o swoje – zapowiadają Alicja i Michał. – Strajk włoski zakłada, że skręcanie stolika LACK potrwa do godziny zegarowej z przerwą na każdą nogę, a do bardziej skomplikowanych mebli wzywać będziemy znajomych, żeby wpadli pomóc z pizzą i winem, by wszystko przeciągnęło się do kilku dni.
Zarząd IKEA przyjął do wiadomości żądania klientów i gotowy jest na rozmowy przy okrągłym stole. Oznacza to niestety pat w negocjacjach.
Bo strajkujący musieliby go najpierw sami skręcić.