Dramat pisarza. Chciał napisać kryminał o hejtowaniu szefa przy winie, opisał prawdziwe wieczory milionów 30-latek
Miała być fikcja literacka, wyszło samo życie. Do księgarń trafiła powieść zaczynająca się od butelki wina, przy której koleżanki z pracy hejtują swojego okropnego szefa. Autor twierdzi, że to tylko zabawny kryminał. Zdaniem wielu Polek, to wierna relacja z ich ostatniej soboty.
– Bohaterki książki spotykają się przy winie i wymyślają w żartach, jak pozbyć się swojego szefa, a w grę wchodzi każda opcja - zdradza Aneta z Warszawy. – Robimy tak z Kaśką i Martą z księgowości od trzech lat, a dotąd nikt o nas książek nie pisał.
Zdaniem czytelniczek, w książce zabrakło ważnych kilku detali i dialogów takich jak "no dziewczyny, jeszcze jedna lampka i do domu", "to ja jutro na żądanie", "to jeszcze nic, ja mam gorzej" oraz odśpiewanego refrenu z piosenki do "Pocahontas", ale tak poza tym, to przecież ich pogawędka z drugiej nad ranem z ostatniej imprezy integracyjnej.
I gdy koleżanki miały już zgłaszać do księgarń reklamację, że zamiast beletrystyki dostały literaturę faktu, akcja niespodziewanie się rozkręciła, a powieść wcale nie kończy się w sobotę nad ranem tekstem "już więcej z nimi nie piję".
Na hejtowaniu szefa podobieństwa z rzeczywistością się kończą, bo w "Zbrodni w wielkim mieście" Alka Rogozińskiego znienawidzony szef rzeczywiście znika, a problemy przyjaciółek dopiero się zaczynają. Okazuje się, że ktoś w przeciwieństwie do nich nie skończył na niewinnym obgadywaniu.
Zaintrygowane koleżanki z całego kraju ustaliły już, że następnym razem przy winie obgadają tę książkę.
Bez spoilerów, kto pozbył się szefa.
To jest ASZdziennik dla powieści "Zbrodnia w wielkim mieście".