Czasopismo "Biznesiki" opublikowało swoje coroczne badanie zaangażowania pracowników w okresie poświątecznym. Jego wyniki są zatrważające i przestraszyłyby nas, gdybyśmy sami nie zastąpili się strachami na wróble. Okazuje się, że zdecydowana większość osób, które pojawiły się dzisiaj w biurze, to wypchane pakułami, słomą lub gałganami humanoidalne lalki. Kukły doskonale imitują pracę, trzymając kawę w jednej ręce, a komórkę w drugiej. Niektóre nawet potrafią ciężko westchnąć, dokładnie tak, jak twój kolega z biurka obok. To zaskakujące odkrycie stawia pod znakiem zapytania cały rynek pracy. Eksperci podejrzewają, że zjawisko to może być w jakiś sposób związane z chorą presją społeczną, przymusem utrzymywania pozorów lub niezdolnością do radzenia sobie z absurdalnym stresem związanym z pracą. Czy pracujący ukrywający się za wypchanymi kukłami to sygnał alarmowy, który powinien skłonić nas do przemyślenia obecnych standardów zawodowych i społecznych? Osoby odpowiedzialne za zatrudnienie uważają, że nie. – To bardzo ciekawe, bo nie zarejestrowaliśmy negatywnych konsekwencji tej sytuacji – mówi nam Halina Rezolut, High Quality Paper Company Resources Manager w firmie Pałuba i Synowie. – Ba, w niektórych działach, gdzie chochoły zastąpiły kierowników średniego szczebla, odnotowaliśmy nawet wzrost produktywności. Niech gra muzyka i gaz do dechy.

Pracodawcy rozpoczynają już wprowadzanie nowego stanowiska – "Koordynator ds. Kukiełek". Osoba pełniąca tę funkcję będzie nadzorować i koordynować pracę wypchanych pracowników, zapewniając, że każda kukła jest odpowiednio ustawiona i wykonuje swoje zadania z należytą precyzją. To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.