Alarm w Warszawie. Rozpędzona procesja odłączyła się od księdza i taranuje wszystko na swojej drodze
Groźny incydent na uroczystościach Bożego Ciała w Warszawie. Chwilę po starcie spod archikatedry św. Jana Chrzciciela rozpędzona procesja odłączyła się od księdza i zaczęła przemieszczać się w kierunku Powiśla, taranując wszystko co spotka na swojej drodze – dowiaduje się ASZdziennik. Policja apeluje do mieszkańców o pozostanie w domach.
Procesja-widmo ruszyła spod archikatedry św. Jana Chrzciciela i zgodnie z planem miała dotrzeć na Plac Piłsudskiego. Z niewyjaśnionych dotąd przyczyn nie zatrzymała się nawet przy pierwszym ołtarzu. Ksiądz utrzymuje, że pierwszy zaśpiew Ewangelii zaciągnął osobiście i wierni nie mieli prawa wypaść z trasy.
– Wspólnie z archidiecezją warszawską szukamy śmiałka, który wskoczyłby z powrotem do orszaku i spróbował przejąć nad nim kontrolę – twierdzi szef grupy pościgowej.
Duchowny musi dysponować własną procesją na tyle szybką, by była w stanie dogonić uciekinierkę. Następnie powinien zrównać z nią prędkość aż do chwili, gdy uda mu się wyskoczyć z czoła własnego pochodu, przejąć ten pędzący obok, wyhamować, wygłosić kazanie i bezpiecznie odstawić procesję z powrotem na trasę.
Do szpitali z lekkimi urazami ciała trafiło już 34 warszawiaków, którzy wpadli pod procesję próbując przedostać się na bulwary nad Wisłą. Policja zablokowała ulice i drogi wyjazdowe z miasta, by zminimalizować ryzyko zniszczeń w sąsiednich gminach. Wydano ostrzeżenia dla pięciu województw.
Jak dotąd nie znalazł się śmiałek, który mógłby opanować pędzącą po omacku procesję.
Policjanci i duchowni liczą już tylko na to, że procesja rozwiąże się sama, gdy prędkość czytań Ewangelii spadnie poniżej 60 na godzinę.