"Mleko tylko z cycuszków", czyli jak być oblechem wg byłego prezesa Polskiego Związku Tenisowego
W reportażu Janusza Schwertnera i Jacka Harłukowicza z Onetu o Skrzypczyńskim wspomniano m.in. o jego zachowaniu wobec pracownic obsługi turnieju tenisowego w Kozerkach, który miał miejsce dwa lata temu. Jedną z nich, która wówczas nie była gotowa na rozmowę z dziennikarzami, była 21-letnia Julia (w artykule pod zmienionym imieniem Iza).
Teraz, po kilku miesiącach od publikacji i podaniu się do dymisji przez Domniemanego Oblecha, Julia postanowiła opowiedzieć o swoich doświadczeniach.
W pamiętnym reportażu jej była współpracownica, Ewa Ciszek, która w Kozerkach pracowała jako pomoc kuchenna, wyznała, że Skrzypczyński ocierał się o nią, rzucał jej seksistowskie teksty, a nawet zaproponował jej wspólną noc w jego pokoju.
— Czułam, że zaczyna się do mnie przysuwać i ocierać o moje nogi kroczem.
W raporcie PZT czytamy jednak wypowiedź Skrzypczyńskiego, który w ogóle nie kojarzy Ewy Ciszek, więc zapewne nic takiego nie robił: "Nie kojarzę żadnej kobiety, skojarzyłem jedną kobietę, z którą rozmawiałem, (...) ona jest kelnerką, chodzi w złotych okularach, na które zwróciłem uwagę. To byt jedyny kontakt z kobietą na obiekcie".
O Julii, 19-letniej wówczas kelnerce, Ciszek powiedziała Onetowi: — Gdy Skrzypczyński zamawiał kawę, ona zapytała grzecznie, czy prezes życzy ją sobie z mlekiem. Na co on: "ale tylko z tych cycuszków", wskazując na jej piersi. Potem rzucał teksty w stylu "te piersi, to ja bym w nich spał i je ssał".
— Było to dla mnie bardzo krępujące, niesmaczne i ohydne — mówi teraz Julia w rozmowie z Onetem. — Człowiek w wieku mojego dziadka mówił do mnie takie rzeczy... Byłam bardzo zszokowana, bo nigdy taka sytuacja mi się nie zdarzyła, a to był sam prezes PZT. Uważał się za nie wiadomo kogo, za tak zwanego VIP-a, który może wszystko, bo płaci sporo kasy.
— Już po tej sytuacji z "mlekiem z cycuszków", gdy przyjmowałam od niego zamówienie, opowiedział mi "ciekawostkę na temat wody Fiji". Powiedział, że jest to bardzo zdrowa woda i kobiety powinny ją pić, bo rosną po niej duże jędrne piersi, o ciekawym kształcie i można je później wykorzystać "do fajnej zabawy".
Nic dziwnego, że Julia i jej koleżanki z pracy nie chciały więcej go obsługiwać. — Ale nasz szef był z nim w bardzo dobrej relacji i gdyby zobaczył, że on nie jest traktowany jak VIP, po prostu wyrzuciłby nas z pracy.
Ale to nic, bo są świadkowie, tacy jak kolega Skrzypczyńskiego, Martin Hynek, którzy w raporcie PZT zaprzeczają, jakoby prezes miał zachowywać się jak skończona szmira: "Pan Skrzypczyński nie mówił żadnych żartów o charakterze seksualnym. To jest nierealne. Zresztą pan Skrzypczyński był tam dyrektorem i miał tam dużo pracy. (...) Ja miałem nawet pokój obok prezesa i nie widziałem żadnego niestosownego zachowania prezesa w stosunku do jakiejkolwiek pracownicy. (...) Pan Skrzypczyński bardzo dużo pracuje, on jest impulsywny, ale żeby kogokolwiek molestował, to jest niemożliwe".
Czyli wszystko jasne. A jeśli wam mało dowodów na to, że Skrzypczyński cacy, a pracownice be, to są też takie zeznanie a propos zachowania Ewy Ciszek:
"Ona wielokrotnie wychodziła do prezesa PZT. On zjadał śniadanie i czasami wracał z gośćmi na kawę, wtedy pani Ewa wychodziła do nich na taras. Ona wychodziła wielokrotnie na taras. (...) Ja pamiętam, że za każdym razem przy wyjściu prezesa to wychodziła do niego". "Po co wychodziła [do gości], to nie wiem. Stawała przy stoliku, zabawiała ich. Te rozmowy były miłe. Goście nie mieli problemów z tym, to była jej inicjatywa".
Więc zapamiętajcie sobie raz na zawsze: cokolwiek by się nie działo, one same się prosiły. Bo przecież to niemożliwe, żeby Pan Skrzypczyński kogokolwiek molestował. Głupie baby.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.