Nowa procedura w kościołach. Żeby wziąć ślub, trzeba uzyskać certyfikat heteroseksualisty
Bez certyfikatu nie będzie ani Hymnu do miłości, ani szlochów w pierwszych rzędach ozdobionych tiulem ławek. Jedyne „tak”, jakie usłyszymy to te na wejściu do gejowskiego baru, bo księża z pewnością nie zgodzą się na ceremonię, jeśli istnieje choćby cień ryzyka, że nie jesteś w 100% hetero.
– Chcemy położyć kres naszemu nadzwyczaj liberalnemu podejściu do homoseksualnych małżeństw – zauważa biskup z diecezji płockiej. – Dotychczas odbywało się to poza kontrolą, a śluby homoseksualistów z płcią przeciwną były w pełni legalne. Postanowiliśmy w końcu oderwać się od tęczowej ideologii i oto jedyne rozsądne rozwiązanie.
Zainspirowany hiszpańskim certyfikatem, biskup płocki otwiera pierwszy kurs „Hetero To Nie Zero” poświęcony korzyściom płynącym z bycia hetero zwieńczony kampanią promującą związki między kobietą a mężczyzną.
– Bycie z kobietą jest naprawdę super – zapewnia biskup.
By zdobyć wspomniany certyfikat heteroseksualisty, należy nazwać pięć osób hetero, ocenić atrakcyjność 100 osób przeciwnej płci w skali od zgniłej kiwi do jędrnej pomarańczy i przejść niebezpieczny tor przeszkód, omijając piankowe narządy płciowe tej samej płci.
– Nie ma szans, żeby nie-hetero temu podołał – uspokaja biskup. – Na koniec mamy podchwytliwe zadanie: trzeba narysować tęczę. Osoba, która użyje więcej niż 5 kolorów, nie ma szans na uzyskanie certyfikatu. Najwyżej punktowaną odpowiedzią jest czarno-biała tęcza lub splunięcie na kartkę.
Na tym nie koniec benefitów. Jak zapewnia biskup, posiadanie certyfikatu upoważnia do odbioru dodatkowego opłatka, a raz w miesiącu można uzyskać spowiedź bez kolejki.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.