Dziwne. Ten 20-latek chciał pograć w grę, a został świadkiem manifestu pro-life
UPS, JEDNAK NIE.
Bo nagle okazuje się, że gra Darka to „promocja wartości życia nienarodzonego”, „podważenie przedmiotowego traktowania płodów” oraz „szansa na emancypację płodów i odzyskanie godności człowieka”.
A przynajmniej tak twierdzi Klub Jagielloński, który w swoich założeniach zakłada: „republikanizm, konserwatyzm, katolicką naukę społeczną”.
Okazuje się, że nigdy nie można poczuć się bezpiecznie, bo gra, która wydaje się zwykłą przygodówką, zyskała całkiem nową interpretację. Jak twierdzą członkowie konserwatywnego środowiska politycznego, jest to metafora pro-life z powracającym motywem pępowiny, którą odcinasz tak, jak odcięty od rzeczywistości okazał się Klub Jagielloński.
– Myślałem, że zamknę się w pokoju, zaciągnę rolety i spędzę miły weekend w świecie, który ma niewiele wspólnego z moim otoczeniem. Najwyraźniej to niemożliwe – przyznaje zrezygnowany Darek, który aż do dziś nie miał pojęcia, że przypadkiem wsparł fabułę zinterpretowaną przez Klub Jagielloński jako „wspierającą życie nienarodzone”.
Najwyraźniej każda platforma jest dobra, by polemizować z prawem do wolności wyboru i dowalić tym wstrętnym zwolennikom aborcji, którzy chcą usuwać nawet 9-miesięczne dzieci i wyrzucać je do śmietnika. Albo, jak w grze, wyciskać je z łon matek i umieszczać w kapsułach uniemożliwiających dalszy rozwój. Nie zapominajmy o traktowaniu ich jak narzędzia pracy. Bo przecież wszyscy ludzie pro-choice przeznaczają 9-miesięczne dzieci do utylizacji. Czemu? A tak dla zabawy.
No i weekend zepsuty. A trzeba było jednak wyjść z kolegami na miasto.
To jest ASZdziennik, ale gra i interpretacje Klubu Jagiellońskiego są prawdziwe.