TVP podważa wiarygodność ofiar przemocy seksualnej, więc podsyłamy im parę faktów na ten temat

Zosia Sokołowicz
Kiedy już wydaje nam się, że TVP nie może upaść niżej, oto ukazuje się artykuł opiniotwórczy pokazujący, że mimo lat starań, przemoc seksualna i kultura gwałtu nadal mają się doskonale.
Fot. 123rf.com, tygodnik.tvp.pl
Tłumaczymy więc TVP jak krowie na rowie, dlaczego nawet niebezpośrednie podważanie wiarygodności ofiar przemocy (także tych domniemanych) na dłuższą metę nie służy nikomu innemu, jak tylko osobom, które takiej przemocy się dopuszczają.

I przy okazji wymierza nie policzek, a pięść tym, które tego doświadczyły.

Oto, co na temat przemocy seksualnej opublikowała TVP. I parę faktów na ten temat od nas.

1.
fot. tygodnik.tvp.pl
Przemoc seksualna to doświadczenie, które organizm rozpoznaje jako zagrożenie, skupiajac się wyłącznie na przetrwaniu. Mózg ofiary przełącza się na tryb tzw. mózgu gadziego odpowiedzialnego za najbardziej prymitywne i podstawowe reakcje i zachowania.


Najczęściej jest to jedna z pięciu automatycznych reakcji: walka, ucieczka, zamrożenie, "przymilanie się" (ang. fawn) lub omdlenie. W możliwych reakcjach często wymienia się też dysocjację, którą można porównać do poczucia bycia poza własnym ciałem. Osoba w stanie zagrożenia nie ma wpływu na to, jaką fizjologiczną reakcję przyjmie jej organizm.

Tak, jak nie jesteśmy w stanie zaplanować, jak byśmy zareagowali, gdyby gonił nas niedźwiedź albo gdyby morderca z maczetą napadł nas na spacerze z najbliższymi – tak samo nie możemy sobie wyobrazić, jak zareagowalibyśmy, kiedy ktoś postanowił nas wykorzystać seksualnie.

Co więcej, nasze własne doświadczenia w danej sytuacji nie dają nam prawa oceniać doświadczeń i reakcji innych, ani tego, jak szybko dana osoba uświadomi sobie swoją traumę. KROPKA.

2. Większość ofiar przemocy seksualnej nie mówi o tym głośno, nie zgłasza tego na policję. "Powinny zgłaszać!" – dzięki za radę, ale gwałciciele nie powinni gwałcić, a świat raczej nie jest zbyt przychylny osobom, które mimo wszystko decydują się mówić o swoich doświadczeniach.

Bo przecież wyglądała na zadowoloną, wręcz promieniała. Bo przecież wiedziała, na co się pisze. Bo przecież sama flirtowała. Przecież potem jakoś się tego nie wstydziła. Brzmi znajomo? Brak świadomej zgody na seks trudno udowodnić, a nie jest tajemnicą, że omawianie swojej już przeżytej traumy bywa retraumatyzujące, nie tylko przez powracanie do bolesnych wspomnień, ale też przez możliwe reakcje innych osób. "Skoro tego nie zgłaszają, to niech potem nie narzekają. Mogłyby pomóc ochronić inne ofiary, a myślą tylko o sobie".

Ponownie: dzięki. Bardzo pomocne. Bardzo empatyczne.

3.
fot. tygodnik.tvp.pl
Ofiary często przed długi czas nawet nie dopuszczają do siebie myśli, że zostały wykorzystane. Mogą obwiniać same siebie, bagatelizować to, co się wydarzyło, obracać to w żart albo całkiem wypierać i nie pamiętać szczegółów.

Dlaczego? Bo tak jest bezpieczniej. Bo jakoś trzeba żyć. Tak, to też mechanizmy obronne, które pozwalają funkcjonować na co dzień bez większych problemów – do czasu. Bo choć na zewnątrz może się wydawać, że wszystko jest w porządku, nieprzepracowane traumy potrafią sukcesywnie rujnować zdrowie psychiczne i fizyczne. "Ciekawe, że nagle po dwudziestu latach sobie przypomniała, że ją wykorzystał. Ale jak to działało na jej korzyść, to jakoś jej nie przeszkadzało". No, ciekawe. Ale to w żadnym stopniu nie daje ci prawa do tego, żeby ją oceniać.

Uraz związany z przemocą seksualną, tak jak i wszystkie procesy zachodzące w naszym organizmie i psychice, są kwestiami niesamowicie skomplikowanymi i złożonymi. Dlatego właśnie istnieją psycholodzy, psychoterapeuci, seksuolodzy, psychiatrzy. A ignorowanie tej złożoności, wydawanie osądów, a nawet samo sugerowanie, że prawdziwym poszkodowanym jest przestępca seksualny, a nie jego ofiara, świadczy o wyjątkowej znieczulicy i braku empatii i wyobraźni.

I przede wszystkim: pokazuje ofiarom, że ich doświadczenia są mniej ważne od ewentualnych niedogodności, z jakimi być może zmierzy się osoba, która je wykorzystała.

Dlatego, drodzy redaktorzy Tygodnika TVP, kiedy następnym razem przyjdzie wam do głowy opublikowanie stwierdzenia w rodzaju "#MeToo rujnuje życia błędnie oskarżonych!", może po prostu wyrzućcie komputer przez okno i zastanówcie się, kto naprawdę poniesie koszt waszych słów.

To jest ASZdziennik, ale to prawda.