Dramat pilota rozpylającego chemtrailsy. Chce wrócić do pracy, ale rozumie też, że to czas 5G

Mariusz Ciechoński
Czas pandemii to ciężki okres dla wszystkich. Wiele osób straciło lub straci pracę, wiele jest zawieszonych w obowiązkach. Jedną z takich osób jest 38-letni Krzysztof - pilot, który wcześniej na co dzień zostawiał samolotem zabójcze smugi znane jako chemtrails.
Fot. 123rf.com
Granice są pozamykane, lotniska nieczynne, samoloty stoją w hangarach i czekają. Czeka także pan Krysztof, dla którego latanie i trucie Polaków to nie tylko źródło zarobku, ale prawdziwa pasja.

Mężczyzna przed pandemią wylatywał do 100 godzin miesięcznie, zostawiając na niebie chemiczne, długie na kilometr smugi. Smugi zamieniały się w toksyczne chmury, z których potem padał skażony aluminium i innymi chemikaliami deszcz.

- Te czasy jeszcze wrócą, mam nadzieję, że szybciej niż później - mówi z wyczuwalnym smutkiem pan Krzysztof.

Mężczyzna dodaje, że rozumie że teraz to powodujące koronawirusa 5G ma swoje pięć minut i musi być cierpliwy, ale nadal nie jest mu łatwo. Nie może się doczekać, kiedy znów będzie mógł na zlecenie światowego rządu zmieniać pogodę i klimat oraz wywoływać śmiertelne choroby u Polaków.


Plusem sytuacji jest to, że pan Krzysztof może spędzić więcej czasu z 4-letnim synkiem, który w przyszłości też chce odpowiadać za chemiczne opryski nad Polską.

- Ostatnio ładnie powiedział "chwała wielkiemu Lucyferowi" i złożył rączki w geście pozdrowienia Illuminati - cieszy się mężczyzna.

To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.