Jestem niewolnikiem bałaganu na biurku
Jesteś mną. Nie umiesz w porządek. Twoje biurko jest zawalone hałdami bajzlu jak jakaś kopalnia w Bełchatowie. Na ogół ci to nie przeszkadza, bo nie masz do siebie szacunku.
Najpierw sprawdzasz, czy nie ma w pobliżu jakiejś rzeki, której bieg mógłbyś zmienić, żeby popłynęła przez twój pokój. Ale zaraz przypominasz sobie, że mieszkasz na szóstym piętrze i za długo ci się zejdzie z wożeniem rzeki windą. Przebierasz więc w tym barłogu jak Indiana Jones skrzyżowany z żółwiem błotnym. Wynosisz sterty brudnych talerzy, misek, kubków i butelek. Znajdujesz obcinacz do paznokci, kabel z dżaka na czincz, zatyczki do uszu, instrukcję do gry w scrabble, drapaczkę do głowy, te dobre nożyczki, których tyle szukałeś, niezapłacony mandat za brak oświetlenia w rowerze z 2012 roku i pięć randomów, którzy zostali tu od melanżu na Andrzejki 2017. Wywalasz wszystko, zostawiasz tylko monitor. Wycierasz biurko z zaschniętego dżemu wiśniowego. Kiedy jadłeś dżem wiśniowy? Brzmi jak danie główne z afterparty po bierzmowaniu. Nie wiesz. No nic: ważne, że jest czysto.
Mijają dwa dni, DWA DNI, a ty znowu masz bajzel na biurku. Dochodzisz do genialnego wniosku, że to przez monitor. Po prostu zajmował za mało miejsca i zostało go za dużo na bałagan. Sprzedajesz stary monitor Mirkowi w sieci, kupujesz nowy, lepszy, większy. Sprzątasz. Po dwóch dniach znowu masz bajzel na biurku. Twój nowy monitor najwyraźniej jest magiczny. Niby większy, a jakimś cudem zajmuje mniej miejsca. I zostawia jeszcze więcej przestrzeni na jeszcze większy i bardziej efektywny bałagan.
To jest ASZdziennik dla monitorów The Space.