Zamieszki przed koncertem Florence + The Machine. Fanatycy wianków starli się z ultrasami brokatu
Brokatem i płatkami margaretek spłynęła ulica Piotrkowska w Łodzi po zamieszkach przed koncertem Florence + The Machine w Atlas Arenie. Ultrasi brokatu starli się z fanatykami wianków. Policja użyła armatek wodnych, ale brokatu nie udało się usunąć.
– Zarzewiem konfliktu była rzucona przez agresorów ze środowiska wiankowskiego uwaga, jakoby brokaciarzom nie należały się ani barierki na koncercie – potwierdza policja.
Nieformalna liderka wiankowców 19-letnia Patrycja P. z Warszawy tłumaczy, że brokaciarze idą na łatwiznę, a cała ich stylówka sprowadza się do zakupu brokatu w Rossmannie.
Dodała, że nikt, kto nie spędził wczoraj dwóch godzin z drucikami, taśmą dwustrronną, tekturą, wstążkami, klejem i bukietami lili, margaretek, i gerberów, nie powinien nawet zbliżać się do golden circle.
– Brokaciarze odpowiedzieli zarzutem, że brokat zostaje na ich twarzach i we włosach średnio przez 2,5 roku po koncercie, a pozerzy we wiankach zdejmują je z głowy już po tygodniu – wynika z relacji świadków.
Policji oddzieliła zwaśnione grupy kordonem i jak dotąd obyło się bez groźnych incydentów, za wyjątkiem malowania obraźliwych napisów na murach.
Jak czytamy na budynkach w okolicy Atlas Areny, "Wiankowcy myślą, że Dog Days Are Over to piosenka o pieskach", "Brokaciarze wierzą, że kolejka do bramek to akcja koncertowa", a "Wiankowcy nie wzruszają się na Never Let Me Go".