Wzruszenie portali. Turyści z Warszawy w kubotach wjadą po pijaku konno nocą na Giewont, żeby miały o czym pisać

ASZdziennik
Chcieli iść do Muzeum Tatrzańskiego, ale poświęcili się dla dobra nagłówków. Mowa o czteroosobowej rodzinie z Warszawy, która w Kubotach, nago i po pijaku pojechała nocą konno na Giewont i ogrodziła się parawanem. Wszystko po to, by tegoroczne ferie dla Mazowsza nie skończyły się bez skandalu w mediach.
Fot. 123rf.com
– Wymalowali wulgarne hasła legijne na ścianach schroniska w Dolinie Chochołowskiej i upiekli karkówkę na grillu rozstawionym na przełęczy Zawrat – wzruszają się obecni na miejscu dziennikarze. – Teraz na pewno nie wrócimy do redakcji z pustymi rękami.

Wszystko zaczęło się wczoraj nad ranem, gdy rodzina Kaczmarczyków z Żoliborza planowała ostatni dzień ferii w Zakopanem. W grę wchodziło zwiedzanie Muzeum Tatrzańskiego, kurs haftu góralskiego lub wycieczka do zespołu dworsko-pałacowego w Kuźnicach, gdy nagle 56-letniemu panu Kazimierzowi żal zrobiło się portali. Od dwóch tygodni nie opisały ani jednego skandalu z udziałem warszawiaków.


Wzruszona rodzina postanowiła działać.

– Zaczęliśmy od monopolowego, gdzie za pieniądze zaoszczędzone na muzeach kupiłem rodzinie 2 x 0,7 l śliwowicy góralskiej 70 proc. – wspomina pan Kazimierz. – Dla większego skandalu rozpiliśmy to pod sklepem na Krupówkach, dzieci głośno kłamały, że nie mają jeszcze 18 lat, a żona co drugiego szota kpiła z Podhala, że mazowieckie równiny piękniejsze.

Potem poszło już łatwo - twierdzi Pan Kazimierz. Czego nie robi się dla mediów?

Rodzina Kaczmarczyków dokupiła na drogę po 6-paku Tatry, dojechała nad Morskie Oko, zrzuciła ubrania i w samych tylko Kubotach zamówiła bryczkę konną na Morskie Oko. Po drodze narzekała na słaby zasięg LTE, a po dotarciu do celu ogrodziła się parawanem, włączyła Sławomira z głośnika bluetooth i próbowała wybudzać niedźwiedzie z zimowego snu.

A potem zażądali podwózki na Giewont.

Na koniec zdążyli wziąć jeszcze kąpiel w Wodogrzmotach Mickiewicza, zdemolować apartament w Kościelisku i mimo zagrożenia lawinowego wybrać się w wysoką partię gór, skąd dzwonili do TOPR prosząc o rychłe dowiezienie alkoholu i pizzy hawajskiej.

Portale odetchnęły z ulgą, a rodzina Kaczmarczyków zapowiada, że za rok znowu chętnie pomoże dziennikarzom.

No albo za 3-4 lata, jeżeli wyrok będzie bez zawieszenia.

To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.