Dramat żubrzycy z Zachodniopomorskiego. Wyszła tylko na ślizgawkę, a mówi o niej cała Polska
To nie tak miało być. Dwuletnia żubrzyca Macieja z Zachodniopomorskiego bardzo żałuje, że wczoraj wbiegła na zamarznięte jeziorko bezmyślnie jak jakiś cielak. Lód nie zdołał jej utrzymać i konieczna okazała się akcja ratunkowa. Po niej o Maciei usłyszała cała Polska – a to wcale się nie podoba introwertycznej samicy.
– Ja po prostu chciałam miło spędzić niedzielę – wyznaje cicho samica zapytana, po co właściwie wchodziła na lód. – Chciałam się tylko troszkę poślizgać. To nie moja wina, że w miastach macie bezpieczne warunki, lodowiska na stadionach i pingwiny do nauki jazdy, a ja tylko tę sadzawkę.
Jak się okazuje, Macieja przeceniła fakt, że jest bardzo drobną przedstawicielką gatunku. Mimo namów leśników i starań babci, która zawsze wpycha w nią dodatkową porcję siana, samica wciąż waży ledwo 300 kilo. Mało jak na żubra. To dlatego liczyła na to, że akurat pod nią lód się nie załamie.
Teraz żubrzyca wstydzi się tego, że przez jej beztroskę musiało ją ratować aż 60 przyrodników i strażaków.
– Było mi bardzo niezręcznie tkwić w tej przerębli i patrzeć, jak sześćdziesięciu ludzi kombinuje, jak mnie wyciągnąć. Taki wstyd! Ja ich wszystkich oderwałam od niedzielnego obiadu – desperuje Macieja, która na co dzień nie lubi zwracać na siebie uwagi, chadza własnymi drogami i unika ploteczek przy paśniku.
Macieja tak się wstydziła, że do zdjęcia z ratownikami zakryła się kocykiem.•Fot. Facebook/OSP Dobiegniew
– Nigdy nie zabiegałam o sławę, a tu jeszcze serio tylko Pudelka brakuje – żali się żubrzyca.
A co gorsza, być może to jeszcze nie koniec.
Bo po wypadku przyrodnicy założyli jej obrożę telemetryczną i teraz już w ogóle czuje się jak w Big Brotherze.
To jest ASZdziennik, ale strażacy naprawdę uratowali tonącą żubrzycę.