Dramat obrony terytorialnej. Chce odbić Bartłomieja M. z rąk CBA, ale jest na feriach i pani ich nie puści
O wielkim pechu może mówić Bartłomiej M., były rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej zatrzymany nad ranem przez CBA. Wojska Obrony Terytorialnej nie mogą przystąpić do brawurowej akcji odbicia go z rąk wroga. Wyjechały ze szkołą na ferie do Zakopanego, a pani mówi, że czas wolny mogą spędzić tylko na Krupówkach.
– Koncentracja wojsk pod Warszawą została wstrzymana, bo po śniadaniu grupa "Biedronki" jedzie do aqua parku, a "Żyrafy" najpierw idą na sanki, a potem dekorują salę na wieczorną dyskotekę – poinformował nas Romek z mazowieckich Wojsk Obrony Terytorialnej. – Nadal jesteśmy mu "na zawsze wierni", no ale pani Kasia nas nie puszcza.
Bartłomiej M. nie mógł trafić na gorszy moment. CBA zatrzymało go za powoływanie się na wpływy i czerpanie z tego korzyści materialnych akurat wtedy, gdy cała promowana przez niego partyzantka wyjechała na zimowisko.
Zdaniem przedstawicieli obrony terytorialnej nie można mówić o przypadku: CBA musiało wcześniej dowiedzieć się o planowanych feriach i śnieżkach zgromadzonych w arsenale na całym Mazowszu.
– Gdyby nie ten kulig i pieczenie kiełbasek przy ognisku, Bartłomiej jeszcze dziś cieszyłby się wolnością – zapewnia obrona terytorialna. –Jak tylko wrócimy z oślej łączki, zjemy obiadek i obejrzymy nowy odcinek "Psiego Patrolu" na świetlicy, wyślemy do Warszawy kartkę z widokiem na Giewont i zapowiedzią rychłego odwetu.
– Jeżeli tylko do końca ferii będziemy grzeczni, to może rodzice nam pozwolą – zaznacza.