Dramat wrocławianki. Ma w grudniu tyle świątecznych imprez, że nie zdąży zrobić prawdziwej Wigilii

Marta Nowak
Przed trzydziestoletnią Magdą z wrocławskiego Nadodrza intensywne tygodnie. Właśnie dziś inauguruje sezon przedświątecznych imprez małym spotkaniem z przyjaciółmi ze studiów, a to dopiero początek jej grudniowego maratonu mikołajek, śledzików i innych Christmas parties. Przez który na wieczerzę 24 grudnia nie starczy jej już siły i czasu.
Fot. 123rf.com, Pixabay
W sumie – jak liczy na palcach, posiłkując się notesem, kalendarzem Google i sekcją “Wydarzenia” na fejsie – jest zaproszona na dziewięć bardzo ważnych świątecznych przyjęć.

– Integracyjna Wigilia w firmie to jedno, świąteczna kolacja z moim głównym klientem to drugie... – Magda, która jest konsultantką w agencji PR-owej, najpierw wymienia zawodowe imprezy. – Do tego w pracy organizuję prasowe Christmas dla dwóch klientów, oczywiście będę na nim od początku do końca. To już cztery.

Jeśli chodzi o prywatne życie towarzyskie, czeka ją natomiast śledzik ze znajomymi z uczelni, wino z przyjaciółkami z poprzedniej roboty, dwie domówki (w tym jedna w świątecznych swetrach, którego Magda nie ma i za diabła nie wie, kiedy zdąży kupić) i klubowe Xmas Silent Disco, bo rok temu było fajnie i niestety już dawno się ustawiła z koleżankami, że pójdą.


Wszystko to sprawi, że – choć sama jeszcze o tym nie wie – wieczór 24 grudnia Magda spędzi na oglądaniu filmów sauté i w dresie, jedząc butter chickena na wynos i mając cały świat głęboko gdzieś. Dopiero potem zmięknie i pozwoli swojemu chłopakowi, żeby do niej dołączył i poczęstował się chlebkiem naan.

Pod warunkiem, że nie wspomni nic o żadnych piernikach, barszczykach, kolędach, opłatkach, gwiazdkach, światełkach i mikołajach.

Bo wszystko ma jakieś pieprzone granice.

To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.