Dramat Artura Rojka w Mikołajki. Chciałby dostać jakąś fajną płytę, ale wszystkie już zna
Dostaliście na Mikołajki Ex:Re, Tweedy'ego, Sweatshirta, Tęskno i się cieszycie? Brawo, ale nie dla wszystkich to wesołe święto. ASZdziennik dotarł do Artura Rojka, znanego muzyka ze śląskich Mysłowic. Artur marzy o jakiejś nowej dobrej płycie, ale słuchał już wszystkich.
O tym, że i w tym roku nie będzie łatwo, boleśnie przekonali się pierwsi znajomi Artura Rojka, którzy usiłowali zaskoczyć go czymś niszowym, a niechcący wymierzyli mu policzek w twarz.
– O... no tak, mieli być w tym roku na Offie, ale trochę mi się osłuchali – powiedział o debiutanckiej EP-ce neo-soulowego kwartetu z Konga.
– Wow... Saint Abdullah... Fajnie będzie na chwilę wrócić do irańskiego mainstreamu, Chaciński ostatnio mi o nich przypomniał... – próbował udawać radość Artur Rojek, gdy nad ranem ktoś popełnił największe prezentowe faux pas w swoim życiu.
– To jakby naczelnemu "Gazety Magnotofonowej" polecić takiego nowego polskiego artystę Błażeja Króla – łapie się za głowę bliski przyjaciel muzyka. – Temat Europy, Ameryk i Bliskiego Wschodu zamknęliśmy dwa lata temu, teraz szczęścia można szukać najwyżej w tanzańskim electrofolku albo koreańskim neo-cowpunku, a i to tym którego jeszcze nie ma na SoundCloudzie.
Jak dotąd wszystko wskazuje na to, że będą to kolejne smutne święta Artura Rojka.
Bo choć muzyk napisał w sekrecie list ze swoimi ulubionymi zespołami, i choć Święty Mikołaj bardzo chciałby pomóc, to ich za bardzo nie kojarzy.