Piękny gest polskiej Straży Granicznej. Pomogła upokorzyć Ukrainkę, żeby już od granicy znała swoje miejsce

ASZdziennik
Niezwykłe powitanie zgotowali pani Katerynie polscy strażnicy z przejścia w Budomierzu–Hruszowie na granicy z Ukrainą. Mieli tego dnia fatalne humory i gdy tylko ją zauważyli, od razu postanowili pomóc. Sobie. Zrobili wszystko, by poczuć swoją władzę, bo upokorzyli panią Katerynę i utrudnili jej wjazd do Polski.
Fot. Facebook/KrzysztofBoczek
Historię pani Kateryny, dziennikarki legalnie pracującej w Warszawie, opisał na Facebooku pan Krzysztof, który towarzyszył jej podczas przekraczania ukraińsko-polskiej granicy.
Kontrola pani Kateryny zaczęła się od pretensji jednej ze strażniczek. Poszło o ziewanie. Winnym głębokiego wdechu, który mocno ją zirytował, był kierowca, z którym podróżowała do pracy pani Kateryna.

Jak na 5:00 rano po 9 godzinach czekania, tego było już za wiele. Straż zarządziła więc drobiazgową kontrolę.

Oprócz paszportu z roczną wizą pracowniczą i zaproszenia, strażniczka zażądała od pani Kateryny dowodów opłacanego ZUS-u, choć nigdy wcześniej tego dokumentu nie wymagano. Pani Kateryna dokumenty te miała w Warszawie.


Strażniczka nie potrafiła powiedzieć, czy wobec tego pani Kateryna przekraczała dotąd granicę nielegalnie.

Zamiast tego wzięła do kontroli całe auto, a pani Kateryna trafiła na tzw. "drugi obieg": do strażnika, który miał sprawdzić, czy kobieta nie kłamie na temat pracy w Polsce i czy naprawdę jest ubezpieczona.

"Drugie obieg" wyglądał jednak nieco inaczej.

Strażnik nie zweryfikował dokumentów pani Kateryny i odmówił jej wjazdu do Polski. Radził, by na piechotę poszła kupić ubezpieczenie na Ukrainie. Oznacza to trasę 3,5 kilometra z 20-kilogramową walizką o 5 rano po 9 godzinach czekania. Z ważnym paszportem i wizą pracowniczą. I bez transportu do Polski, bo samochodem podróżowały inne osoby, które nie mogły znowu czekać 9 godzin na swoją kolej.

Pani Kateryna nie miała wyjścia, więc zawróciła się na granicy. Poszła na piechotę i kupiła ubezpieczenie 30-dniowe za równowartość 20 zł. Strażnik powiedział jej później, że wystarczyłoby takie na jeden dzień.

Oznacza to, że pretensje o ziewanie, kontrola auta i podejrzenia o kłamstwa warte były dwóch złotych.

– I tak nie wiesz, na co jesteś skazana, jak wjeżdżasz na granicę z Polską, i jaki humor będzie miał strażnik/strażniczka tym razem, i co jej czy jemu strzeli do głowy – pisze pani Kateryna, która podczas ponownego wjazdu do Polski okazała już tylko paszport z wizą.

Sprawa została zgłoszona do MSWiA oraz Straży Granicznej. Już teraz wiadomo jednak, że są tu wątki, których nie będą potrafili wyjaśnić.

Na przykład taki, co kieruje cywilami, którzy postanowili dołączyć do niezwykłego powitania, jakie służbiści ze Straży Granicznej zgotowali pani Katerynie.

– Brawo straż graniczna. Powinni ich jeszcze paralizatorem potraktować - napisał bowiem w komentarzu pod wpisem pan Kazimierz.

– Banderowcy powinni siedzieć u siebie – dodał komentator Maciek.

To jest ASZdziennik. Straż Graniczna i historia pani Kateryny nie została zmyślona.