Dramat Andrzeja Dudy. W Berlinie nie podali mu pytań, które miały być spontanicznie zadane na debacie
Spotkanie Andrzeja Dudy z prezydentem Niemiec Frankiem W. Steinmeierem odbyło się kilka dni temu, ale wciąż nie daje o sobie zapomnieć. I nie tylko ze względu na słynny tekst o żarówkach.
Najpierw Polacy załądali złamania protokołu i współprowadzenia debaty przez polskiego dziennikarza. Niemcy się zgodzili. Dziennikarz, Piotr Legutko z TVP przesłał organizatorom listę pytań o historię i zażyczył sobie podobnej listy od niemieckiej koleżanki Rosalii Romaniec. Niemcy powiedzieli, że hej, może jednak nie ingerujmy w pracę niezależnej dziennikarki.
Na co polska dyplomacja odpowiedziała: No dobra, to zaingerujmy w publiczność.
Jako że podczas spotkania miały być zadawane spontaniczne pytania z publiczności, polska strona zażądała informacji o nazwiskach i stanowiskach pracy osób, które będą je zadawać.
– Zapytaliśmy w żartach, czy mamy przedstawić życiorysy – mówi jeden z niemieckich organizatorów spotkania.
Polacy, zupełnie na serio odparli, że wystarczą personalia.
I ewentualnie wiadomość o tym, czyj dziadek był w Wehrmachcie