Zemsta ulicznego kaznodziei. Nikt go nie słuchał, więc otworzył w Warszawie portal do piekła
Do nietypowego wydarzenia doszło dziś ok. godziny 11:00 na placu przy metrze Centrum w Warszawie. W jednej chwili niebo stało się krwistoczerwone, a nad głowami przechodniów otworzyło się magiczne płonące przejście, prawdopodobnie do piekła. Za otwarcie portalu odpowiada 53-letni pan Tomasz.
– Ja też żyłem w grzechu, ale przyznałem się Bogu do moich słabości! – grzmiał mężczyzna. – I teraz jestem nowym człowiekiem!
Przez kilka godzin przywoływał dowody na boską obecność, ostrzegał przed grzesznym życiem, zagadywał ludzi o ich wiarę. Nikt jednak nie zatrzymał się nawet, żeby posłuchać. Pan Tomasz zaczął więc ostrzegać przechodniów przed gniewem bożym, ale i ta nauka została zignorowana. Wtedy kaznodzieja się zdenerwował.
Po kilkuminutowej inkantacji w obcym języku, prawdopodobnie syryjsko-aramejskim w powietrzu ukazał się wielki, płonący pentagram. Chwilę później rozległ się rozdzierający ryk trąb, niebo zmieniło kolor na krwistoczerwony, a w miejscu symbolu pojawił się ziejący ogniem otwór. Według relacji świadków z portalu wyszły czarne, rogate postaci, które zaczęły wciągać do piekła przypadkowych ludzi krzyczących "Przepraszam, nie teraz, spieszę się!".
Jednak i to nie przyciągnęło uwagi przechodniów.
– Biegłam akurat do podziemi po kawę przed spotkaniem z klientem i zobaczyłam, że coś się dzieje na Patelni, ale tam co chwila jest jakiś teatr uliczny, nie mam czasu oglądać każdego – powiedziała 27-letnia Monika.
Nikt nie zareagował również na krwawy deszcz, plagę szarańczy i całkowitą anihilację Białołęki. Zrezygnowany pan Tomasz więc odwołał apokalipsę, porzucił zajęcie kaznodziei i wrócił do swojej starej pracy.
W dziekanacie.