Obejrzeliśmy stand-up, o którym wszyscy mówią. I powiemy tylko: O K***, KONIECZNIE!
Jeśli mielibyście tylko godzinę i moglibyście zobaczyć w tym czasie tylko jedną rzecz na Netflixie - obejrzyjcie stand-up 40-letniej Australijki Hannah Gadsby "Nanette". Nawet jeśli nie lubicie stand-upu. Albo w ogóle komedii.
Zrobiło się o niej głośno z okazji jej najnowszego stand-upu "Nanette". Występ zaczyna się klasycznie, od paru zabawnych historyjek z życia, m.in. o tym, jak flirtowała z kobietą, której chłopak chciał pobić Gadsby, bo wziął ją za mężczyznę.
Ale mniej więcej w połowie, struktura się załamuje. Gadsby mówi, że rzuca stand-up. Że ma dosyć zamieniania traumatycznych doświadczeń w żarty i ukrywania bolesnej prawdy, żeby nie spowodować dyskomfortu u publiczności.
Kobieta odważnie odkrywa przed widzami okropne szczegóły z życia lesbijki wychowanej w miejscu, gdzie jeszcze do niedawna 70% osób uważało, że homoseksualizm powinien być karalny. Między innymi wraca do historyjki z początku, tylko opowiada ja do końca, który tym razem nie jest zabawną puentą.
"Nanette" nie ogląda się łatwo i przyjemnie. Zwłaszcza jeśli jest się białym, heteroseksualnym mężczyzną. Albo fanem Pabla Picasso. Gadsby atakuje kulturę, która chroni oprawców i ignoruje ofiary, atakuje też samą komedię.
Ale naprawdę cholernie warto jej wysłuchać.
Hej, ale jeśli wolicie lżejsze żarciki, przypominamy naszą listę 10 najlepszych polskich stand-uperów ;)))
To jest ASZdziennik, ale stand-up Hannah Gadsby naprawdę jest teraz najlepszą rzeczą na Netlixie.