Dramat seksisty z LinkedIn. Swoim tłumaczeniem żenującego wpisu przebił żenadę oryginału
Przepraszamy, że wracamy do żenującej historii z LinkedIna, ale tłumaczenie autora komentarza "A dobrze się bzyka? ;)" jest tak złe, że zasługuje na osobny tekst.
Pan Marcin mógł przyznać, że spieprzył. Że rzucił obleśnym żartem, za który przeprasza. Wiecie, jak dorosły.
Ale nie. Pan Marcin wybrał inną, barwniejszą i o wiele bardziej kompromitującą ścieżkę obrony.
Powiedział, że w szpitalu poznał jakiegoś typa. I ten typ pożyczył od niego telefon, a potem wszedł na LinkedIn, znalazł wpis pana Piotra i go skomentował. Taki prank. I widocznie ten anonimowy "nowo poznany znajomy" bardzo się w niego zaangażował, bo przez następne 4 godziny jeszcze kilka razy pożyczał telefon od pana Marcina, żeby dopisać dalsze komentarze.
Ale pies go zjadł.