Fot. Wikimedia Commons/TOPR
Reklama.
TOPR od soboty ostrzega o zagrożeniu lawinowym, ale dzielni taternicy nie zamierzali rezygnować z ataku szczytowego. Odważnie wyruszyli z obozu w ciepłym pensjonacie i zdobyli Kopę Kondracką w dżinsach i szalikach kibicowskch, bez użycia latarek, sprzętu lawinowego i zdrowego rozsądku.
Problemy zapalonych taterników zaczeły się dopiero przy zejściu. Ich zapasy szczęścia szybko się bowiem wyczerpały i drogę powrotną śmiałkowie musieli już pokonać przy asyście TOPR.
– Najpierw trzeba było posłać do nich dwójkę, potem dwóję wspierającą z psem, a potem jeszcze 4 osoby jako zabezpieczanie – powiedział radiu RMF ratownik dyżurny TOPR.
Choć trudno w to uwierzyć, to ASZdziennik potwierdził, że do zdarzenia rzeczywiście doszło w 2018 roku. Dawno po tym, gdy bohaterami mediów stali się turyści z Warszawy wzywający TOPR zaskoczeni zmrokiem po godzinie 17:00, dawno po wjechaniu Passatem na stok w Szczyrku, długo po udanych próbach wejścia nad Morskiego Oka bryczkami.
– Okazuje się, że pomimo długiej tradycji polskiej turystyki klapkowej nadal są w naszych górach niepokonane szczyty głupoty, które kolejni śmiałkowie starają się zdobyć – słychać w środowisku taterników.
TOPR nie podaje przynależności klubowej śmiałków. Nie wiadomo, szaliki jakich barw mieli przy sobie w dniu zdobycia szczytu.
Żaden z klubów piłkarskich, z którymi rozmawiał ASZdziennik, nie chce przyznać się do takich januszy.
To jest ASZdziennik. Kolejni turyści naprawdę wyszli w góry bez przygotowania.