UE odkryła, że Ryszard Czarnecki jeździł zimą rozbitym kabrioletem z Jasła do Brukseli
W Brukseli trwa śledztwo w sprawie nadużyć, jakich miał dopuścić się europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Chodzi o nieprawidłowe rozliczanie wyjazdów służbowych w kwocie 100 tys. euro. Naszym zdaniem ta kasa europosłowi po prostu się należy. W uznaniu za wyczyn, którego miał dokonać w trasie.
- W rozliczeniu Czarnecki wpisał, że podróże nim odbywał w lutym 2012 roku - czytamy w "Rzeczpospolitej".
I wszystko byłoby spoko, bo zimy mamy coraz cieplejsze, więc wiatr we włosach, Golec uOrkiestra w głośnikach i te sprawy, gdyby nie kilka innych detali.
Po pierwsze, "Rz" podaje, że właściciel kabrioletu stwierdził, że samochód został 11 lat wcześniej został rozbity i zezłomowany.
Po drugie, śledczy mieli ustalić, że Ryszard Czarnecki nie mieszkał w tym czasie w Jaśle, tylko w Warszawie, a Jasło nigdy nie było nawet okręgiem wyborczym Czarneckiego, bo w wyborach startował z województwa kujawsko-pomorskiego - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Po trzecie, inna osoby, od której auta miał pożyczać Czarnecki stwierdziła, że nie na Ryszarda Czarneckiego i nigdy nie prowadziła żadnych usług transportowych.
A po czwarte: po prostu współczujemy Ryszardowi Czarneckiemu, że miał w środku zimy tłuc się małym, zezłomowanym kabrioletem przez pół Europy z miasta, w którym nawet nie mieszkał. Nie mógł po prostu pożyczyć embraera od Marka Kuchcińskiego?
To jest ASZdziennik, ale nic nie zostało zmyślone.