UE odkryła, że Ryszard Czarnecki jeździł zimą rozbitym kabrioletem z Jasła do Brukseli

Łukasz Jadaś
W Brukseli trwa śledztwo w sprawie nadużyć, jakich miał dopuścić się europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Chodzi o nieprawidłowe rozliczanie wyjazdów służbowych w kwocie 100 tys. euro. Naszym zdaniem ta kasa europosłowi po prostu się należy. W uznaniu za wyczyn, którego miał dokonać w trasie.
Fot. 123rf.com / Agencja Gazeta / Jakub Porzycki
Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) ustalił bowiem, że Ryszard Czarnecki jeździł zimą pożyczonym fiatem cabrio z Jasła do Brukseli - podaje "Rzeczpospolita".

- W rozliczeniu Czarnecki wpisał, że podróże nim odbywał w lutym 2012 roku - czytamy w "Rzeczpospolitej".

I wszystko byłoby spoko, bo zimy mamy coraz cieplejsze, więc wiatr we włosach, Golec uOrkiestra w głośnikach i te sprawy, gdyby nie kilka innych detali.

Po pierwsze, "Rz" podaje, że właściciel kabrioletu stwierdził, że samochód został 11 lat wcześniej został rozbity i zezłomowany.


Po drugie, śledczy mieli ustalić, że Ryszard Czarnecki nie mieszkał w tym czasie w Jaśle, tylko w Warszawie, a Jasło nigdy nie było nawet okręgiem wyborczym Czarneckiego, bo w wyborach startował z województwa kujawsko-pomorskiego - czytamy w "Rzeczpospolitej".

Po trzecie, inna osoby, od której auta miał pożyczać Czarnecki stwierdziła, że nie na Ryszarda Czarneckiego i nigdy nie prowadziła żadnych usług transportowych.

A po czwarte: po prostu współczujemy Ryszardowi Czarneckiemu, że miał w środku zimy tłuc się małym, zezłomowanym kabrioletem przez pół Europy z miasta, w którym nawet nie mieszkał. Nie mógł po prostu pożyczyć embraera od Marka Kuchcińskiego?

To jest ASZdziennik, ale nic nie zostało zmyślone.