Widzieliśmy Romę. Oto 7 rzeczy, które musisz wiedzieć przed seansem

Mariusz Ciechoński
Nowy film meksykańskiego reżysera Alfonso Cuaróna można od dziś oglądać na Netlixie i w wybranych kinach studyjnych. Czy Roma dostanie Oscara? Co oznacza tytuł? Czy w ogóle warto to oglądać? Oto 7 odpowiedzi na 7 najważniejszych pytań o Romę.
Fot. Netflix / 123rf.com
1. Roma nie jest o Rzymie

To dziwne, ale sprawdziliśmy i to prawda - film wcale nie dzieje się w Rzymie, tylko w Meksyku. Roma nie opowiada też o aktorce Romie Gąsiorowskiej, ani o warszawskim teatrze muzycznym. W ogóle w filmie nie jest wyjaśnione, skąd taki mylący tytuł, więc wam powiemy: to nawiązanie do Colonia Roma, dzielnicy Meksyku. Nie ma za co.

2. Roma to nie spin-off Zimnej Wojny

Wiemy, co każdy sobie pomyśli, widząc czarno-biały, świetnie wyreżyserowany film z pięknymi zdjęciami i fenomenalną aktorką w roli głównej, opowiadający osobistą historię na tle historycznym: "Oho, Zimna Wojna 2". Też tak myśleliśmy, ale po dogłębnej analizie dostrzegliśmy, że styl, w jakim opowiedziana jest historia Romy nieco różni się od tego z filmu Pawła Pawlikowskiego, akcja nie rozgrywa się w Polsce, tylko w Meksyku (1970-71), oraz nie gra tam Tomasz Kot.


3. Roma nie jest filmem science-fiction

To pewne zaskoczenie, ponieważ do tej pory najbardziej znane filmy Alfonso Cuaróna to produkcje sci-fi i fantasy. Wszystkie opierały się na nieprawdopodobnych założeniach. W Harrym Potterze i Więźniu Azkabanu była to obecność magii w świecie, w Ludzkich dzieciach była to wizja przyszłości, gdzie nie rodzą się dzieci, a w Grawitacji przeświadczenie, że widzowie są w stanie przez półtorej godziny oglądać Sandrę Bullock.

4. Roma nie jest świąteczną komedią romantyczną

Roma to historia młodej sprzątaczki i opiekunki do dzieci Cleo pracującej u zamożnego małżeństwa z czwórką dzieci. Ale, mimo, że film pojawia się na ekranach TUŻ PRZED ŚWIĘTAMI, dziewczyna nie zakochuje się w panu domu i nie całują się w finale pod wielką choinką podczas pierwszego śniegu. Po pierwsze: to bardziej film o bardziej lub mniej subtelnych nierównościach społecznych - ekonomicznych, klasowych, płciowych i etnicznych, ze sceną krwawej pacyfikacji protestu studentów w 1971 roku. Po drugie: to Meksyk i tam ogólnie raczej rzadko pada śnieg.

5. Istnieje spora szansa, że na Romie będzie płakane

W Romie kolejne wydarzenia następują po sobie nieśpiesznie. Poznajemy codzienność Cleo, od rana do wieczora wypełnioną gotowaniem, ogarnianiem czwórki dzieci, sprzątaniem psich kup i okazjonalną randką w kinie. A potem obserwujemy powolny rozpad. Społeczeństwa, rodziny i, emocjonalny, samej Cleo. I w pewnym momencie dostajemy dwie sceny, w szpitalu i na plaży, które tak łapią za gardło, że do końca filmu nie przełkniecie popcornu.

Ej, ale tak naprawdę, to nie jedzcie popcornu na Romie. Proszę.

6. Roma pewnie dostanie Oscara

Wszyscy tak mówią, więc pewnie tak będzie. Wiadomo, Oscary są niewiele warte, zwłaszcza od kiedy w zeszłym roku wspaniałe "Trzy billboardy" przegrały z ichtiofilskim soft porno, ale i tak wszyscy się ekscytują. I kiedy w lutym wszyscy będą mówić o Romie, wy będziecie mogli powiedzieć z wyższością "a, tak, widziałem/am dwa miesiące temu".

7. Romę warto zobaczyć w kinie

Romę ogólnie warto zobaczyć, bo to jeden z najlepszych filmów tego roku. I śmiga już na Netflixie, więc możecie go obejrzeć w ramach abonamentu, bez spodni, na kanapie. Dlaczego więc mielibyście iść do kina? Bo Cuarón to typ od Grawitacji, która, co by o niej nie mówić, wizualnie była mistrzowska. OK, w Romie jest dużo mniej scen na stacji kosmicznej, właściwie to wcale nie ma. Ale. Jak ta kamera czasem pływa, jak te kadry są skomponowane i jak świetnie się to ogląda z dźwiękiem przestrzennym. O mamo.

A poza tym kinom studyjnym zawsze warto wrzucić grosik. Albo chociaż kupić coś ciepłego do jedzenia.
To jest ASZdziennik, ale Roma jest naprawdę dobra.