Voldemort, ośmielony świadectwem Kąckiego na łamach Gazety Wyborczej, przyszedł do redakcji ASZdziennika, by opowiedzieć o mugolach w swoim życiu. Poprosilibyśmy o głos jego ofiary, ale na szczęście przypomniało nam się, że nas nie obchodzą.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Gdyby to był poradnik, jak przekonać lustro, by nie pękało na nasz widok, to powiem wam – zapiszcie sobie, zwłaszcza czarodzieje – cholera, nie wiem.
Tu kilka banałów dzieciństwa, potem się rozpędzimy.
Wychowywałem się w sierocińcu bez łazienki, potem na podwórku kolejowym bez kultury, z procą w kieszeni, z kluczem na szyi, czyli po mugolsku, czyli wesoło i chłopakowo, tylko coś za dużo pamiętam kaszlących przychodni, choć mi nic nie dolegało, i ulgę rodziców, gdy znachor mówił, że mi nic nie dolega.
Gdy żeglowałem już w nowym życiu ze Snape’m i twarzą bez nosa wystawioną do słońca,
to z Hogwartu na gościnne występy po świecie czarodziejów pod banderą niezabijajmugoli
pruła przez fale rewolucja. Nie byłem przemocowcem, nie wykorzystywałem podwładnych, bo takich w zasadzie nie miałem, tylko Śmierciożerców, ale znałem morfologię wykorzystywania, bo, do cholery, mugoli w tym imieniu zabiłem, a z mechanizmu patologicznych maszyn społecznych karmiących się szlamami mogłem pisać doktorat.
Ale jestem białym czarodziejem hetero i jeszcze uprzywilejowanym.
Rozmawiałem z kumplami Śmierciożercami i pytałem: czego się boją w niezabijajmugoli?
Wrzucam garść:
Że mój syn przeczyta, że jego ojciec to świnia; że to gniazdo os, że każdy ma coś na sumieniu i każdy gryzie, bo czuje się winny; śniło mi się raz, że McGonagall puściła tłista, że ją zabiłem, obudziłem się mokry i myślałem, że się zeszczałem; że będę się musiał tłumaczyć za coś, co kiedyś było normalne, i nagle okaże się, że tylko ja zabijałem.
Wsiadałem zatem do wehikułu czasu ze i pytałem, jaki byłem, co zrobiłem, komu mogłem wyrządzić krzywdę. Gdy wskrzeszałem mugoli, czasami nawet tylko tych zabitych przypadkiem na peronie życia, to pytałem, czy mogą powiedzieć, kim byłem, jaki, a czasami po prostu chwytałem za sowę i słyszałem: „nie masz za co przepraszać" – ulga, „przesadzasz" – ulga, „tak, zabiłeś mnie, ha,ha" – konsternacja, „przepraszam, ale chyba chciał pan z moją mamą rozmawiać" – o Jezu.
Jednak nic bym nie zmienił.
Ta droga z lękami, szajbami, przygodami, z ranami zadawanymi w słusznej i niesłusznej sprawie, że tak na końcu to staraliśmy się być czarodziejami czystej krwi i kochaliśmy to nasze czarodziejstwo, często miłością niewdzięczną, i robiliśmy nasze rewolucje, czyli bitwę o Hogwart, znęcanie się nad Potterem, zabijaliśmy mugoli, gdy o mugolach nikt jeszcze nie słyszał. I przecież na naszych ramionach i ramionach naszych przyjaciół czarodziejów czystej krwi młodsi koledzy i koleżanki mogą robić dzisiaj swoje rewolucje i żądać jeszcze więcej, także od nas, a potem na ich ramiona wdrapią się kolejni.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone, ale Lord Voldemort mógł inspirować się świadectwem Kąckiego.