Sukces żeńskich końcówek. Badania dowiodły, że istnieją w polszczyźnie od zawsze

ASZdziennik
W internecie nie trzeba wiele, żeby wywołać z lasu jakiegoś dzielnego bojownika o honor polszczyzny. Wystarczy napisać “ministra” czy “kierowniczka”, żeby ktoś w komentarzach zaczął walczyć o wyplenienie tych absurdalnych żeńskich końcówek, które nie wiadomo po co wymyśliło ostatnie pokolenie feministek.
Fot. Facebook/Małgorzata Koniorczyk, Wikimedia Commons
Do takich rycerzy polszczyzny należy Wojtek z Politechniki Gdańskiej, którego ulubioną rozrywką są flejmy na fejsie, kiedy jakaś koleżanka napisze o sobie “inżynierka”.

– Jak to w ogóle brzmi? – podaje swój główny argument przeciwko feminatywom w rozmowie z ASZdziennikiem. – Jeszcze parę lat temu tego nie było.

Teraz Wojtek trochę nie wie, co zrobić. Bo okazało się, że jest coś takiego jak źródła pisane, a te dowiodły, że żeńskie końcówki miały się doskonale już prawie sto lat temu. Jak dowiadujemy się dzięki Małgorzacie Koniorczyk, na przykład w dwóch tomach wspomnień uczestniczek walk o niepodległość (oba wydano w latach 20.) o kobietach pisało się tak:
I niestety wychodzi na to, że słowa takie jak “komendantka”, “zastępczyni”, “dyrektorka” czy “ochroniarka” to absolutnie poprawne, dobrze zakorzenione w polszczyźnie formy.


Bo gdyby było inaczej, to redaktorka tomów, Aleksandra Piłsudska, na pewno by je poprawiła.

To jest ASZdziennik. Cytaty zostały zmyślone, ale z tymi żeńskimi końcówkami to prawda.