Dziwny photoshop w "Do Rzeczy". Sprawca mobbingu wygląda na jego ofiarę [KSIĄDZ STRYCZEK EDITION]

ASZdziennik
Trudno jest rozpoznać księdza Jacka Stryczka na okładce najnowszego numeru "Do Rzeczy. Czytelnicy twierdzą, że osoba ze zdjęcia w ogóle nie przypomina bohatera głośnego reportażu o toksycznych warunkach pracy w Szlachetnej Paczce. Wygląda bowiem na ofiarę mobbingu, a nie jego sprawcę.
Fot. DoRzeczy
Wstrząsające relacje byłych pracowników księdza Jacka Stryczka opublikował dwa miesiące temu portal Onet. Chodziło m.in. o mobbing, wyzysk, dyskryminację kobiet i osób z nadwagą.

Do sprawy wraca dziś "Do Rzeczy". Tygodnik tytułem "Onet zrobił ze mnie potwora" obiecuje, że w rozmowie z Jackiem Stryczkiem zdradzi, co tak naprawdę stało się w "Szlachetnej Paczce".

TL;DR? W "Szlachetnej Paczce" nic się nie stało. Bohater sesji okładkowej "Do Rzeczy" przybiera pozę, w której wygląda na ofiarę byłych leniwych współpracowników, dziennikarzy i antyklerykałów.


– Zarzuty nie polegają na opisie jakiejś konkretnej relacji, która miała charakter mobbingu – tłumaczy ksiądz Jacek Stryczek tekst Onetu, w którym 21 osób stwierdziło, że ksiądz wykorzystywał autorytet duchownego i informacje z życia prywatnego pracowników do ich nękania.

W rozmowie z "Do Rzeczy" Jacek Stryczek w niczym nie przypomina księdza-pracodawcy, który jeszcze nie tak dawno zdaniem byłych współpracowników kazał "chować osoby z nadwagą", komentował "fajne cycki" podwładnych i twierdził, że "ludzie mają się go bać".

– Pracuję przez wizję, czyli posługuję się pojęciami abstrakcyjnymi. Nie każdy jest do tego przystosowany – twierdzi ksiądz Jacek Stryczek, lecz nie wiadomo, czy chodzi tu o abstrakcyjne pojęcie "fajnych cycków", czy o dziwne maile wysyłane nocą do pracowników.

– Po prostu nazywałem rzeczy po imieniu – podkreśla dalej przecząc sobie i zaraz dodaje, że było wiele osób, którym takie warunki pracy się podobały. – Być może Wiosna jest trudna i wymagająca, ale są tacy, którzy podobnej pracy szukali - dodaje ksiądz.

Ksiądz Stryczek daje do zrozumienia, że zarzuty o mobbing w jego fundacji są częścią krytyki całego Kościoła.

– Dzisiaj antyklerykalizm jest łatwy, bycie księdzem jest passe – twierdzi Stryczek. – Jednak nie jest to coś, co ma być usprawiedliwieniem moich kłopotów. To po prostu jeden z elementów składowych nastrojów, który przełożył się na skuteczność tekstu.

Jacek Stryczek w "Do Rzeczy" twierdzi, że "nie umie odnaleźć się w tak wykreowanym obrazie, za którym - jak rozumie - kryje się postulat wielu osób, że za coś powinien przeprosić".

I rzeczywiście: ksiądz Jacek Stryczek nie przeprasza. Bo zamiast przeprosin ma coś lepszego.

Fundacja WIO, w której działa ksiądz Jacek Stryczek, założyła stronę internetową LubieKsiedzaStryczka.pl.

Znajdziemy na niej opinię Ani, która zdradza, że "wymagania, które Ksiądz nam stawia są wyrazem jego autentycznej troski o nas, byśmy się rozwijali, szli w górę, poszukiwali, nie zadowalali się bylejakością." Iwona twierdzi zaś, że uważa księdza Stryczka za "osobę, która nauczyła mnie wychodzić poza swoją strefę komfortu, brać odpowiedzialność za siebie i za innych, samodzielnie myśleć i rozwijać się duchowo".

Mamy nadzieję, że ofiarom mobbingu to pomogło. Bo księdzu Stryczkowi na pewno nie, podobnie jak wywiad i okładka w "Do Rzeczy".

To jest ASZdziennik. Żaden cytat z księdza Jacka Stryczka nie został zmyślony.