Sukces posła PiS. Jest faworytem w konkursie na najbardziej obleśny romans roku

ASZdziennik
Dramat toksycznych Polek i Polaków. Nieważne jak się postarają, żeby utopić swój związek w rynsztoku żenady, król w tym roku jest tylko jeden.
Fot. Fakt
Stanisław Pięta to jeden z najbardziej konserwatywnych posłów PiS. Ten obrońca rodziny, cywilizacji białego człowieka i WARTOŚCI do listy swoich życiowych osiągnięć powinien dziś według "Faktu" dopisać laur na najbardziej obleśny związek roku. Z 5 powodów.

1. Podryw na Smoleńsk - poseł Pięta prócz oddawania hołdu najwybitniejszemu prezydentowi w historii Polski, domagania się więzienia dla Tuska i wraku od Rosjan, na miesięcznicy wypatrzył sobie panią Joannę i zapytał, czy nie chciałaby się zaangażować. Ona myślała, że w Polskę, on myślał, że w Piętę.


2. Podryw na złą żonę - nowa wybranka posła, chciała wiedzieć, dlaczego do niej startuje żonaty i dzieciaty mężczyzna. Co zrobił nasz faworyt? To co zwykle mówią wtedy tego typu mężczyźni. Że nie kocha żony. I tu zaczyna się część, która zbliżyła go do nagrody za najboleśniejszy romans być może dekady. Bo poseł ujawnił, że żony już nie darzy uczuciem, bo ona nie chce mieć więcej dzieci. Powód w sam raz na rozwód kościelny. Tak, rozmawiali o rozwodzie kościelnym.

3.Podryw na ginekologa - różne rzeczy robią kochankowie, żeby okazać sobie miłość. Poseł Pięta wybrał... ginekologa. Po co? Żeby potwierdził, że Joanna może mieć dzieci. Najlepiej szóstkę. Nie wierzysz? Sprawdź w "Fakcie".

4. Podryw na Orlen - nie samą miłością żyje człowiek, szczęściu trzeba dopomóc. Dlatego nasz amant postanowił załatwić wybrance ciepłą posadkę w Orlenie. Najlepiej jeszcze przed ślubem, bo prezes nie lubi zatrudniania rodzin. Co Pięcie pasuje, bo nie będzie musiał nikomu ujawniać romansu. Win-win dla wszystkich oprócz zdradzanej żony.

5. Zerwanie przez messengera - widać poseł Pięta mimo mocnych przesłanek, bał się, że ktoś może mu odebrać nagrodę, więc postanowił postawić kropkę nad i na messengerze, gdzie przez kilka miesięcy zwodził wybrankę, zamiast powiedzieć jej twarzą w twarz, że to już koniec. Ale kto wie, może wtedy cała korespondencja nie wpadłaby w ręce "Faktu".

I nagrodę za najbardziej obleśny związek roku dostałby kto inny.