
– Za moich czasów to metr kwadratowy kosztował tyle, ile klient był w stanie psychicznie znieść. A teraz? Excel, wykresy, porównania… Gdzie tu radość z życia? – wzdycha ojciec Fabiana, który pragnie przekazać dziekcu to, co w życiu najważniejszę – fortunę wybudowaną na fundamentach z kartonu i moralnej próżni.
Jego syn wpadł dziś rano w egzystencjalny kryzys po przeczytaniu informacji o planowanej pełnej jawności cen mieszkań.
– No nie, no nie, no NIE! Tato! Jak można ludziom mówić, ile coś naprawdę kosztuje? Przecież wtedy to się nie opłaca! Co z tajemnicą handlową? Co z magicznym cennikiem, który zmienia się w zależności od samochodu klienta?! – żalił się Fabian, tnąc ze złością banknoty stuzłotowe.
Wszystko runęło jak źle wylany strop, gdy Sejm uchwalił ustawę o jawności cen mieszkań.
– To koniec zabawy w nieluchomościach – tłumaczy 3-letniemu braciszkowi 5-letni Fabian. – Kiedyś to było: patrzyłeś klientowi w oczy, kłamałeś: „to ostatni apaltament w tej cenie". I można było naciągać. A telaz? Będą sobie polównywać, analizować, splawdzać historię tlansakcji… no kto tak robi?! – płacze 5-latek.
Na szczęście tata pociesza rozżalonego Fabianka.
– Przepisy obejmą tylko nowe mieszkania, a nie te, które sprzedamy w trakcie budowania. Według statystyk około 80% mieszkań sprzedaje się przed ich wybudowaniem. Chcesz poflippować w weekend na pocieszenie?
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty wydarzenia zostały zmyślone, ale Sejm naprawdę przegłosował ustawę o jawności cen mieszkań.