Canva

Giełda trzęsie się w posadach, a cena „zielonego złota” pikuje w dół. Za sytuację odpowiada tak zwany sezon, który występuje cyklicznie – od czerwca do sierpnia. Aby sprawdzić, jak ludzie radzą sobie z kryzysem, pojechaliśmy na jedno z warszawskich targowisk, gdzie rozpoczęła się bobokalipsa.

REKLAMA

Nerwowy szum, krzyki, urywające się telefony – to typowy dzień na Bazarze Różyckiego. W ostatnich tygodniach tempo życia wyznaczała tam głównie cena owoców: fluktuacja jagód, bessa truskawkowej korony i krótka czereśniowa zapaść. Dziś mamy jednak stan wyjątko-bobo-wy, a pierwsze skrzypce grają strączki.

O 8:05, chwilę po otwarciu bazaru, pan Andrzej ze straganu 35 ustalił cenę bobu na 30 zł za kilogram. Reszta handlarzy, pod wpływem agresywnej polityki cenowej, zaktualizowała swoje cenniki względem „progu Andrzeja” – co wywołało istny chaos.

Rynek zareagował paniką. Agresywna polityka „progu Andrzeja” doprowadziła do ekspresowego wykupu wszystkich bobo-aktywów i deficytu „zielonego złota” na całej Pradze-Południe.

Cena bobu poniżej 30 zł za kilogram prawdopodobnie utrzyma się jeszcze przez kilka tygodni, lecz raczej nie zagraża cenie innych warzyw. Będziemy obserwować, jak zachowa się rynek.

To jest ASZdziennik, wszystkie wydarzenia i cytaty zostały zmyślone.

logo
https://www.facebook.com/groups/148251342608454/