
Janusz Rudnicki jest pisarzem i publicystą "Gazety Wyborczej". W wolnym czasie też nazywa dopiero co poznane kobiety "k*rwami". Ujawniła to dziennikarka "GW" Anna Śmigulec łudząc się, że pozwala jej na to akcja #MeToo. Okazało się, że trochę się dziewczyna wygłupiła - tymi słowami zaczynał się nasz wczorajszy tekst o wypowiedziach znanych feministek broniących #NaszegoJanusza przed nieznającą się na żartach dziennikarką. Niestety, znów musimy tak zacząć. Tym razem pisząc tekst o Macieju Stuhrze.
REKLAMA
– Nie mogę milczeć. Milczenie jest współudziałem w zbrodni – deklarował ostatnio Stuhr mocno w magazynie "Esquire".
– Ja przez dwadzieścia lat mówiłem jakieś dyrdymały w wywiadach, musiałem odpowiadać na pytanie dziennikarza, jak się ma nazywać słoń, który urodził się w zoo we Wrocławiu. Teraz mam poczucie, że mówię to, co trzeba powiedzieć – dodawał w "Gazecie Wyborczej".
To było jednak wtedy. I dotyczyło PiS.
Dziś jest dzisiaj. I nie dotyczy PiS. Więc można na moment przestać być zaangażowanym po jasnej stronie mocy aktorem Nowego Teatru. I stworzyć własną mikroprzypowieść.
