
REKLAMA
Długo nie mogłem zebrać się na odwagę, żyjąc sam ze sobą w niezgodzie. Ale wreszcie postanowiłem to zrobić. Wreszcie mam śmiałość powiedzieć: LUBIĘ RODZYNKI.
Zawsze je lubiłem, ale nigdy nie mówiłem o tym głośno. Bałem się reakcji otoczenia. To przykre, ale w naszym społeczeństwie osoby otwarcie przyznające się do swoich bakaliowych preferencji często traktuje się z pogardą, a czasem wręcz nienawiścią. Nawet w tekstach ASZdziennika nazywa się ich zbrodniarzami i zwyrodnialcami...
Naprawdę nie rozumiem skąd tyle hejtu w stronę rodzynek i ich fanów. Co niby jest nie tak z rodzynkami? To skondensowane winogrona. Małe, pyszne słodycze natury!
Tak, wiem, co powiedzą krytykanci. "Wyglądają, jak stare, pomarszczone, 80-letnie pryszcze." Są pomarszczone, bo to suszone owoce! Widziałem, jak wpieprzacie suszone śliwki i morele, ale rodzynki wam nagle nie pasują.
Hipokryci.
"Uuu, mają obrzydliwą konsysteeencjęęę, jak jakiś kleszcz, czy coooś." Tak może powiedzieć tylko ignorant, kto w życiu nie zjadł kleszcza. Ja uwielbiam w rodzynkach ich skórkę i mięciutki, lekko galaretowaty środek. To takie delicje, które można pomemłać w palcach.
Lubię rodzynki. W mieszance studenckiej, w serniku, maślanych bułeczkach. I już się tego nie wstydzę.
Jeśli też zawsze chciałeś, chciałaś to powiedzieć, ale się baliście, zróbcie to teraz. Powiedz to głośno i dumnie. Wykrzycz razem ze mną:
LUBIĘ RODZYNKI!
To jest ASZdziennik, ale żaden cytat nie został zmyślony. Autor tak myśli.