Nigdy nie grałem w Simsy [SZOKUJĄCE WYZNANIE 30-LATKA]
Gdy nadeszła moja kolej na zainstalowanie gry, w którą grał już każdy z mojej klasy, szanse na powodzenie były niewielkie. Komputery z początku lat dwutysięcznych starzały się szybciej niż awokado, a płyty CD-ROM były tak podatne na zarysowanie, że można było je uszkodzić, mówiąc przy nich zbyt głośno. I tak właśnie było, płyta po prostu nie działała.
Socjoekonomiczne realia polskiej wsi sprawiły, że 25 lat temu, w dniu premiery, nie miałem szans zagrać w The Sims. Dziś w końcu mogłem to nadrobić. Pobrałem grę z internetu, włączyłem i przeżyłem szok.
Okazało się, że ta gra polega na chodzeniu do pracy i prowadzeniu niekończącego się remontu. Stres, jaki przysparza mi dorosłe życie każdego dnia, został spotęgowany w grze komputerowej, w której również chciałem zostać artystą, a przypadł mi los dziennikarza.
W prawdziwym życiu wynajmuję 24-metrowy mikroapartament na Grochowie, z jednym oknem, w którym właściciel zabronił mi mieć kota. W The Sims, za uciułane katorżniczą pracą Simoleony, udało mi się wybudować 26-metrowy punktowiec z dwoma oknami i łazienką w kuchni. Dzięki kilku sprytnym posunięciom udało mi się zamieszkać ze zwierzętami – w łazienko-kuchni żyją karaluchy.
Od kiedy gram w The Sims, każdego dnia towarzyszy mi strach. Wracając z pracy, śpieszę się, aby sprawdzić, czy mój Sim na pewno wyszedł do pracy, czy nie skradziono mi chowanego łóżka, czy niewyczyszczona suszarka nie spowodowała pożaru?
Mimo iż zazdroszczę Pawłowi Banaszczykowi z The Sims własnego mieszkania i sypialni z ekspozycją zachodnią, jestem zły, że dałem się wmanewrować w pilnowanie jego spraw. Jakbym miał za mało swoich.
To jest ASZdziennik. Wszystkie wydarzenia i cytaty zostały zmyślone.