14 cytatów o terrorze na marszu w Białymstoku. I jeden, który sprawi, że i tak pójdziesz na kolejny

ASZdziennik
Jacek Dehnel napisał, jak Marsz Równości w Białymstoku wyglądał od środka. Oto czternaście przerażających cytatów z jego relacji o tym, jak narodowcy i kibole z prawem wilka na koszulkach i jakimś dziwnym, bo nie chrześcijańskim bogiem na ustach, sterroryzowali uczestników marszu. I jeden cytat, który sprawi, że nie przestraszysz się i pójdziesz na kolejny. By być po stronie bitych, a nie bijących.
Fot. Facebook/Jacek Dehnel/123rf.com


1. Wielki facet w czerwonej kominiarce zakrywającej całą głowę kopie z obrotu kolejne osoby, w tym kilkunastoletnie dziewczyny. Część się rozbiega, lecą kolejni rycerze, napakowani, z wściekłymi twarzami.

2. Ukrywamy się w aptece: personel przestraszony, jakaś przerażona, dziesięcioletnia może dziewczynka z matką, która błaga: „Mamo, zrób coś, zabierz mnie stąd, ja się boję”; za chwilę wpada roztrzęsiona nastolatka, na ramionach wiszą jej strzępy oderwanej torby.

3. Wyskakują do nas kolejne bandziory, plują, niecelnie, są napakowani, ale i tak odstawiają ramiona na boki, jest to coś atawistycznego, zwierzęcego jeszcze, chcą się wydawać więksi, ale przez to upodobniają się do dużych, naspidowanych pingwinów.


4. Lecą butelki, wszędzie idziemy w smrodzie zgniłych jaj, na bruku pełno skorupek i żółtawej mazi. Mijamy dziewczynę, dwudziestoletnią może, o bardzo subtelnej urodzie; stoi przez chwilę tyłem do czoła marszu, odpoczywa, ma na czole ogromnego, krwawego guza, wielkości śliwki (...).

5. I kurwy, i dupy, i pedały – żadnego wykropkowywania tych słów, niech tu leżą i kłują w oczy. Że te różańce, że te krzyże, te trzymane wysoko ikony z obliczem Jezusa są utytłane w brudzie, przemieszane z najgorszymi słowami, ze językowymi ekskrementami, że to dopiero jest prawdziwa profanacja, o której żaden biskup się nie zająknie.

6. Wzdłuż marszu co jakiś czas jeździ ciężarówka z nagłośnieniem, wypluwająca z siebie stek bzdur katolickiej propagandy o tym, że geje i lesbijki masowo gwałcą dzieci

7. Czarnowłosy facet z jakąś katotalibską koszulką „ARMIA BOGA” i „Nie wstydzę się Jezusa” (a jak z wzajemnością? Czy Jezus się ciebie nie wstydzi?) wyrzuca z siebie rynsztokowe wyzwiska, ale kiedy leci ABBA, sam zaczyna, bezwiednie chyba, podrygiwać. Mamy jednak lepsze piosenki, niż w kościele.

8. Kontrast między odwagą tych idących a tchórzostwem atakujących, piorunujący. Co jakiś czas zdarza się wyrywniejszy, zza policji, że do niego na solo, i jakoś zawsze jest to facet wielkości szafy, a na solo to by chciał z chłopakiem jak jego połówka. „Chodź no tu” kiwają, a potem „Jesteś tchórzem”, ale przecież nie rzucają się sami na kordon, husarze, na silniejszych, tylko na słabszych, kilku na jednego, na jedną, wtedy chętnie. Czterdziestolatek opuchnięty mięśniami na piętnastolatkę z kokardką we włosach, obrońcy wdów i sierot.

9. Wiemy przecież, że gdyby nie policja, nie skończyłoby się na biciu, pluciu, kopaniu; to miasto miało już swoje pogromy. I też robili je zupełnie zwykli ludzie.

10. Piętnastoletnia może dziewczyna, stoi z koleżanką, patrzy na mnie wściekle i, utrzymując kontakt wzrokowy, powoli przesuwa palcem po szyi.

11. Obok mnie jakieś młode dziewczyny, chłopcy (zresztą mnóstwo jest tu ludzi młodych i bardzo młodych): ta z burzą tęczowego tiulu na plecach, tamten, Kuba, z burzą loków – okazuje się, że ma urodziny i cały marsz śpiewa mu „Sto lat”; na ramieniu widzę otarcie i krew. Od rzuconego kamienia.

12. Potem idziemy dalej, przez słoneczne miasto, jeden facet przyskakuje do mnie, kopie mnie, ale jakoś niecelnie, byle jak, coś wrzeszcząc, że wypierdalać i pedały jebane.

13. Docieramy do Pikniku Rodzinnego (...) Z naprzeciwka idą dwie młode dziewczyny, jedna z gwiazdką naklejoną na policzku, niezakamuflowana – i ochroniarze mówią, że ich nie wpuszczą. Bo to jest wyjście, nie wejście, mogą pójść naokoło. Pytają, którędy, a ochroniarze na to, że i tak ich nie wpuszczą, bo są z marszu, a tych z marszu nie wpuszczają na Piknik Rodzinny. „Zaraz – mówi J. – przecież my też jesteśmy z marszu, a przeszliśmy!” Panowie się zasromali, orzekli, że to bardzo źle i że nie wpuszczą dziewczyn.

14. Kobieta z trzy-, czteroletnim może dzieckiem, któremu układała obie maleńkie rączki w faki, mówiąc „Ucz się!”, po czym skandowała: „Wy-pier-da-lać! Wy-pier-da-lać!”.

I ten jeden, który sprawi, że pomimo wszystko nie przestraszysz się, pójdziesz na kolejny

15. Koło nas idą takie same osoby, zwykli ludzie: wzruszająca para starszych ludzi, trzymających się za ręce. (...) Dużo heteroseksualistów, którzy idą tu albo dla swoich przyjaciół, albo dla bliskich, albo z podstawowej ludzkiej przyzwoitości, żeby być po stronie bitych, a nie bijących. Pani z jamniczkiem. Nasza część marszu przejmuje się, czy dla jamniczka nie za szybko. I czy nie jest zestresowany. Dziećmi też się przejmujemy, ale tego jakoś nie wyrażamy, może żeby nie zapeszyć, może stąd takie zainteresowanie jamniczkiem. Chłopak z dziewczyną wspólnie niosą dużą kartkę z napisem MIŁOŚĆ, kartka jest cała zmięta, pognieciona, ale niosą ją mimo to, przytuleni.

To jest ASZdziennik. Nic nie zostało zmyślone.