Dramat kapeli blackmetalowej. Nie mogą rozczytać swojego logo i zapomnieli jak się nazywają
To mogło być coś po szwedzku, ale konsensusu w zespole nie ma. Kariera kapeli metalowej z Katowic zawisła na włosku po tym, gdy przeholowała z mrocznymi ozdobnikami w swoim logo. Chłopaki nie mogą teraz go rozczytać i zapomnieli, jak się nazywają.
Perkusista twierdzi, że odhaczył już na liście wszystkie swoje ulubione bóstwa z mitologii nordyckiej, w tym Thrudgelmira, Bölthorna i Gersimi, ale nadal nie może dopatrzeć się żadnych śladów podobieństwa z logo, które zawisło w sali ich prób.
– Zapytalibyśmy fanów jak nas wymawiają, ale trochę się ich boimy – tłumaczy.
W zespole trwa impas i w tej chwili nie wiadomo, co z zaplanowaną na listopad ogólnopolską trasą koncertową. Zespół zwrócił się już z pytaniem do warszawskiego klubu Progresja i gdańskiego B90, czy nie pamiętają może przypadkiem, kogo kilka miesięcy temu bookowali.
– Mamy na jutro umówiony wywiad z "Gazetą Magnetofonową", ale teraz trochę wstyd się tam pokazywać – boi się basista. – Nie wiem co będzie jak nas zapytają, skąd się wzięła nazwa, zwłaszcza że im dłużej patrzę na nasz plakat, tym więcej widzę tam tylko randomowe zawijasy i kształty przypominające jednorożce.
Sytuacja w zespole jest też zagadką dla menadżera – dowiaduje się ASZdziennik.
Właśnie przyszedł na próbę do miejskiego domu kultury i od godziny zastanawia się, dlaczego chłopaki zamiast grać próbują odczytać zacieki na ścianie.