Fatalna pomyłka fanów artystycznego kina. Przypadkiem wprowadzili na ekrany film dla ludzi

Mariusz Ciechoński
Nikt nie wie, jak do tego doszło. Uczestnicy projektu Scope100 - 100 oddanych fanów arthouse'owego kina - mieli okazję wprowadzić do dystrybucji nudny, pretensjonalny, trwający 3 godziny film, którego nikt nie zrozumie. A nie film dla ludzi.
Fot. Gutek Film / 123rf.com
Scope100 to projekt organizowany co roku przez Gutek Film, w którym 100 wybranych fanów artystycznego kina głosuje na film, który ich zdaniem powinien trafić do dystrybucji. Zwykle jest to okazja, żeby pokazać fanom kinowego mainstreamu środkowy palec, jednak w najnowszej edycji coś poszło nie tak.

Zamiast np. jakiejś niemej, onirycznej, naszpikowanej pretensjonalną symboliką animacji o związku mężczyzny z kobietą-żółwiem zwyciężył film "Ava" - prosta, wakacyjna historia o dojrzewaniu, z charyzmatyczną bohaterką i świetnymi zdjęciami.
Youtube.com / GutekFilm
– Nie wiem, jak to się stało – mówi uczestnik projektu Miłosz L. – Liczyłem, że wygra czterogodzinna opowieść o enerdowskim robotniku w Bułgarii. Czyżby tylko mnie ujęła początkowa 50-minutowa scena ziewania?


– Ja stawiałam na austriacki, postmordernistyczny, nakręcony na taśmie 4 mm rozstrzęsioną kamerą quasi-dokument – opowiada Daria G. – Dlaczego? Bo zadaje ważne pytania, np. "Ile widz jest w stanie wytrzymać zanim zaśnie?".

Jak w takim razie "Ava" wygrała i trafiła do dystrybucji? Oficjalnie nikt nie przyznaje się do głosowania na film, do którego zrozumienia nie jest potrzebny doktorat z filozofii.

Gdyby okazało się, że większości podobał się film dla ludzi, mogłoby dojść do większego skandalu niż wtedy, gdy wyszło na jaw, że jeden z uczestników uśmiechnął się na "Deadpoolu".
To jest ASZdziennik, ale "Ava" to naprawdę dobry film.