
Pytanie zadane przez Mandarynę na scenie Sopot Festivalu w 2005 roku jest raczej retoryczne. Mimo różnych reakcji na jej występ Marta Wiśniewska jest dziś szczęśliwa.
Nie wiem, jak wy, ale ja zazdroszczę Mandarynie odwagi i samozaparcia. Choć jej warunki wokalne nie zostały zbyt przychylnie ocenione na festiwalu, nie poddała się i dalej rozwijała karierę muzyczną.
Gdy ja, jako młodzieniec aspirujący do życia na scenie, usłyszałem, że nie umiem śpiewać (a lubię!), postanowiłem, że będę dawał głos tylko na karaoke i we własnym domu (pozdrawiam swoją żonę).
Mandaryna i jej występ w zasadzie stały się memem. Historia zna przypadki osób, które źle znosiły tego typu sławę (chociażby pan Janusz, czyli słynny Pan Andrzej na tle polskiej flagi).
Jeśli po tych kilku akapitach zmartwiliście się o dobrostan Mandaryny, uspokajam. W opublikowanym kilka dni temu odcinku podcastu Bliskoznaczni, gościni twierdzi, że jest jej dobrze i polubiła siebie. Mam nadzieję, że to nie pierwszy raz w jej 47-letnim życiu. A nawet jeśli, to warto pogratulować, bo to spory sukces.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.