
Mądrzy ludzie się nie nudzą. Dlatego Dylan Desclos postanowił sprawdzić, jakie benefity przynosi bycie Justinem Bieberem w klubie.
Okazało się, że jest całkiem spoko: darmowe napoje, nowe znajomości, zdjęcia z fanami (mały minusik: nikt cię nie oznaczy, bo… formalnie nie jesteś Justinem, ale coś za coś).
W ciemnym klubie i przy głośnej muzyce łatwo o pomyłkę, więc udało mu się przekonać ochronę, by wpuściła go na scenę. DJ Gryffin, wieczorny headliner, po tym, jak dostał cynk, że Bieber jest w klubie, zapowiedział Dylana (jako Justina), a ten przez kilka minut wykonywał utwór artysty.
Publiczność była zachwycona przez dokładnie 4 minuty i 27 sekund. Potem wszyscy odkryli, że typ to nie gwiazda popu, a jego sobowtór. Sobowtór, który ma nawet repliki tatuaży Justina.
Desclos odpowiedział na zarzuty na TikToku (niestety post został już skasowany), wyjaśniając, że wcale nie udawał gwiazdy i to jego ekipa stoi za całą akcją. Obiecywał, że on sam zawsze podkreśla, że jest tylko kopią artysty.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.