Fot. SWNS/charleswilduk

Poznajcie niesamowitą, ale trochę niepokojącą historię niczym z niszowego filmu drogi. 25-latek z Kornwalii miał bardzo smutne życie, więc spakował siebie i swoją fretkę, a potem ruszył w podróż po świecie.

REKLAMA

Trzeba przyznać, że fretki są piękne, a sam potencjał historii – rozkoszny. Motywacje mężczyzny są zrozumiałe – kto nie chciałby rzucić pracy i ruszyć w podróż z małą śmierdzącą kulką, która mieści się w plecaku?

Bohater tej historii, Charles Hammerton, w ciągu roku stracił matkę, adopcyjną mamę i najlepszego przyjaciela. W obliczu tragicznych wydarzeń zdecydował się zmienić swoje życie. Rzucił pracę, sprzedał wszystko, co miał (a miał całkiem sporo) i kupił kampera. A potem zgarnął swoją fretkę o imieniu Bandit i wyruszył z nią w podróż po czternastu krajach. 

I niby spoko, bo fretki całkiem łatwo się adaptują.

Ale warto też pamiętać, że fretki są zwierzętami wrażliwymi, więc jeśli planujecie iść w ślady Hammertona, to weźcie pod uwagę, że zwierzątka mogą się silnie zestresować i do każdej podróży należy je należycie przygotować.

Fretka, jak przystało na rasową misiunię fikunię, może pogryźć kabelki, a poza tym wymaga szczepień i odpowiedniej diety. Nie zaszkodzi jej też odrobina luksusu – bambusowe hamaki i dobry aparat to absolutne minimum komfortowego podróżowania z fretką. 

To jest ASZdziennik, ale to prawda. 

logo