Canva

Para 30-latków od tygodni planowała romantyczny wieczór. Wybór padł na wyjście na miasto z włoskim akcentem – pizza neapolitana. Problem zaczął się, jak zwykle, gdy trzeba było wybrać pizzę – z ananasem czy bez. „To nie pizza! To obraza dla wszystkich Włochów i każdego pieca!” – grzmiała Marta. Ostatecznie, dla świętego spokoju, zamówili pizzę „na pół”. Niestety… kompromis okazał się pułapką.

REKLAMA

Po 20 minutach kelner z kolczykiem w nosie przyniósł pięknie wyglądającą, jeszcze parującą pizzę. Placek podzielony na osiem niemal równych części wyglądał bajecznie. Na czterech kawałkach pyszna neapolitana bez dodatków, na pozostałych – to przeklęte dziwadło, chory wybryk prezesa pizzerii.

Marta chwyciła kawałek ze środka, możliwie daleko od tej tropikalnej abominacji, i jej twarz skamieniała. Przeżuwała kęs za kęsem, czując smak ananasa z kryminalną przeszłością.

Gdy spojrzała na Damiana, ten już z uśmiechem kończył swoje 50,89% pizzy.

– Nigdy nie rozumiem, jak możesz jeść pizzę z ananasem – rzuciła.

– Nigdy nie zrozumiesz – odparł Damian.

I tak siedzieli we dwoje, w małej pizzerii, nad kawałkiem pizzy. Damian radośnie pobekiwał, a Marta po każdym gryzie pisała na Facebooku post pełen oburzenia o tym, jak to możliwe, że ktoś jeszcze je pizzę z ananasem.

To jest ASZdziennik, wszystkie wydarzenia i cytaty zostały zmyślone.

logo